MARCO
Wiedział, że coś jest nie tak. Nie potrafił stwierdzić, skąd brało się to przekonanie, nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że podobne przeczucia nigdy nie wróżyły dobrze. Nieobecność Castiela jedynie utwierdziła go w tym przekonaniu, sprawiając, że zapragnął odszukać brata. Sensowne czy też nie, podświadomie czuł potrzebę, żeby jak najszybciej upewnić się, że wszystko było w porządku. Lana jedynie wszystko pogarszała, raz po raz wspominając mu o rzeczach, o których zdecydowanie nie chciał słuchać. Tylko i wyłącznie to sprawiło, że ostatecznie zdecydował się dematerializować, zamierzając wykorzystać swoje niedoskonałe zdolności tropiciela. Nigdy nie był dobry w szukaniu innych, zwłaszcza kiedy ci nie chcieli zostać znalezieni, Castiel jednak miał to do siebie, że bardzo rzadko dbał o zachowanie pozorów.
To właśnie wskazówki Lany i niedbałość jego przybranego brata sprawiły, że statecznie wylądował w samym środku lasu. Słońce już dawno zaszło, przez co dookoła panowały niemalże nieprzeniknione ciemności, to jednak nie robiło na nim nawet najmniejszego wrażenia. Poruszał się szybko i pewnie, dzięki wyostrzonym zmysłom nie mając najmniejszych problemów z tym, żeby z lekkością posuwać się naprzód. Starannie analizował igrające z jego węchem zapachy, pośród leśnej woni oraz mdlącej, absolutnie nieatrakcyjnego śladu krwi zwierząt wychwytując charakterystyczny trop, który mógł należeć tylko i wyłącznie do wampira. Znał go aż nazbyt dobrze, nie potrafiąc już zliczyć, jak wiele razy w przeszłości próbował odszukać nieśmiertelnego, by z mniej lub bardziej ważnych powodów nakłonić go do pomocy. Tym razem w grę wchodziło podejrzenie, że mężczyzna zrobi coś wybitnie nieodpowiedzialnego, co zresztą było w jego stylu, bo w przeszłości zdarzało mu się popełniać głupstwa, które niejednokrotnie doprowadzały Marco na skraj szaleństwa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Castiel nigdy tak naprawdę mu nie podziękował, wręcz mając pretensje o interwencje – i to nawet wtedy, kiedy obaj musieli przyznać, że niewiele brakowało, żeby konsekwencje odbiły się nie tylko na nim, ale i na wszystkich wokół.
Cholera, mało kiedy niepokoił się do tego stopnia. Chciał wierzyć w to, że po prostu zaczynał być przewrażliwiony, to jednak wydawało się mało prawdopodobne. Taki stan rzeczy w nawet najmniejszym stopniu nie poprawiał mu nastroju, dlatego chcąc nie chcąc doszedł do wniosku, że prawdziwy spokój miał prawo poczuć dopiero z chwilą, w której odszukałby brata i upewniłby się, że ten nie robił niczego, co mogłoby wzbudzać mniej lub bardziej silny niepokój – i to nawet kosztem ewentualnych pretensji, choć i te najpewniej miały się pojawić, niezależnie jak wiele racji miałby w swoich przypuszczeniach.
No cóż, Castiel momentami naprawdę bywał trudny – najdelikatniej rzecz ujmując.
Poruszanie się po lesie przychodziło mu z łatwością, zresztą prawie nie zwracał uwagi na kolejne wymijane z wprawą przeszkody. Żałował, że nie potrafił ot tak określić miejsca pobytu brata i od razu się tam zmaterializować, jednak trop sam w sobie okazał się sporym sukcesem. Błyskawicznie pokonywał kolejne metry, bez obaw mogąc poruszać się z prędkością, która niejednego śmiertelnika wprawiłaby w konsternację. Jednym z uroków Haven bez wątpienia było to, że otaczały je gęste, rozległe lasy, które zapewniały istotom nieśmiertelnym dość przestrzeni, by te mogły być sobą. W efekcie mało kiedy musieli ukrywać swoją prawdziwą naturę, co zwłaszcza w sytuacjach tak kryzysowych jak ta okazywało się prawdziwym wybawieniem.
Wciąż miał jeszcze nadzieję na to, że coś pomylił, kiedy jego uszu doszedł kobiecy, przerażony wrzask. Przyśpieszył, choć podobne dźwięki już kilka wieków temu przestały robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Och, Castielu..., pomyślał z irytacją, bo wystraszona dziewoja jak najbardziej była ofiarą w stylu jego brata. Czasami nie rozumiał tych jego sadystycznych zapędów, a tym bardziej pobudek, które kierowały nieśmiertelnym. Potrafił pojąć żal, nawet żałobę, choć na tę w tym przypadku było za wcześnie, ale zachowanie Castiela przechodziło wszelakie pojęcie. Zabijanie dla samej przyjemności kontroli nad sytuacją i możliwości odebrania cudzego życia, także pozostawało czymś trudnym do pojęcia i to nawet dla doświadczonej istoty mroku, jaką był Marco.
CZYTASZ
FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]
VampireDecyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tragedii, która dotknęła ją i jej rodzinę, postanawia osiedlić się w odziedziczonej w spadku rezydencji i zmierzyć się z przeszłością, która kł...