54

1.2K 62 11
                                    


Pov Valerie

Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie bardzo ciężkie. Zachowanie Niall jest mocno dziwne, raz się o wszystko wścieka krzycząc przy tym, a nawet raz oberwałam od niego, a później jest strasznie miły, że aż widać, że udaje. Sądziłam, że wiadomość o dziecku inaczej na niego wpłynie. Przyznaję, że jestem tym wszystkim rozczarowana. Przecież to dziecko będziemy mieli tylko dlatego, że Niall tego chce, więc powinien zacząć się inaczej zachowywać.

Ciągle każe mi na siebie uważać, więc mało co wychodzę z domu. Strasznie mnie to męczy i jak tylko sobie pomyślę, że mam tak jeszcze przez siedem miesięcy to robi mi się niedobrze.

Siedzę, więc w salonie i nadrabiam sezony moich ulubionych seriali. A także znalazłam kilka nowych co dobrze się składa, bo mam teraz mnóstwo wolnego czasu.

- Pan kazał by pani to wypiła - mówi do mnie kucharka i stawia przede mną szklankę z warzywnym sokiem. Podobno jest to bardzo zdrowe, ale cholernie niedobre.

- Zabierz to - dwa razy dałam się namówić żeby wypić, ale po tym było mi niedobrze. Kolejny raz nie zamierzam się zmuszać.

- Ale pan wydał polecenie.

- Nie obchodzi mnie to. A najlepiej to wylej i powiedź, że wypiłam. I nie przynoś mi tego więcej - wydaje jej polecenie, a ona nic nie mówiąc odchodzi. Wiem, że jestem dla niej nie miła, ale jestem pewna, że ona o wszystkim donosi mojemu mężowi.

Dlatego w jej obecności nie mogę nawet rozmowiać z Louis'em.

Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie zaraz przyjdzie do mnie Niall z pretensjami, ale nie będę mieć mdłości na własne życzenie.

I po upływie kilkunastu minut widzę właśnie nikogo innego jak mojego męża. Chyba będę musiała się pozbyć tej kucharki.

- Miałaś dbać o siebie - przypomina mi już nie wiem, który raz.

- Właśnie to robię. Unikam tego przez co robi mi się niedobrze. Pozwól, że sama będę wybierać to co jem. Chociaż w to nie ingieruj.

- Ja tylko o ciebie dbam. Powinnaś się cieszyć, ale najwyraźniej nie zadawala cię to. Wiedź jednak, że teraz odpowiadasz za moje dziecko.

- Także i moje - wtrącam. On mnie traktuje jak jakiś inkubator.

- Oczywiście skarbie - zajmuje miejsce obok mnie. - Ja jednak wiem, że tobie nie podoba się ta cała sytuacja. A znam cię dobrze kochanie i doskonale pamiętam, że jak coś ci nieodpowiadało to ty pozbywałaś się problemu. Obyś tym razem nie odważywła się czegoś takiego zrobić.

Jego słowa mnie rozdrażniają, jak on mógł pomyśleć, że zabiję to dziecko. Aż taka podła to nie jestem.

- Możesz być pewien, że nic takiego nie zrobię. Nie jestem przecież tobą - nie powstrzymuje się przed tą kąśliwą uwagą.

Czego po chwili żałuję, bo jego dłoń zderza się z moim policzkiem.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze dotyczące fabuły i rozdziału to może dostaniecie dziś następny.

Powrót strachu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz