73

874 44 12
                                    


Pov Valerie

Od półtora tygodnia mieszkam sama. Wynajęłam sobie mieszkanie w dość spokojnej okolicy, bardzo daleko od domu Nialla. Jestem dużo ostrożniejsza od Louisa. A jeśli chodzi o niego to utrzymujemy kontakt, piszemy i rozmawiamy przez telefon. Szczerze to nawet nie sądziłam, że nasze relacje będą układać się tak dobrze jak teraz pomimo tych wszystkich słów, które mi powiedziałam.

On naprawdę jest we mnie bezinteresownie zakochany.

Mam sporo pieniędzy odłożonych na moim prywatnym koncie. Zadbałam o to jak byłam jeszcze z moim mężem. Podczas zakupów prawie zawsze wypłacałam jakąś sumę i wpłacałam na swoje konto. Robiłam to na tyle ostrożnie, że Niall nie zauważył.

Zawsze byłam od niego sprytniejsza.

Za jakiś czas gdy poczuję się tu pewniej to poszukam jakiejś pracy. Wiem, że to będzie trudne, bo zaczynam od zera, ale później będzie tylko prościej. Po odejściu Louisa Niall jest na tyle osłabiony, że nie da rady mnie odnaleźć.

Teraz jest pewna swej wolności.

***
Robię sobie kolację gdy do moich uszu dociera dźwięk mojego dzwonka. Wyciągam komórkę i bez patrzenia na wyświetlacz odbieram. Doskonale wiem kto to, bo tylko Louis ma mój nowy numer.

Wiem, że lepiej by było przestać utrzymywać z nim kontakt, ale nie mogę mu tego zrobić.

- No hej, chcesz czegoś?

-  Tak, chciałbym żebyśmy się spotkali w jakieś kawiarni, mam ochotę z tobą porozmawiać - Louis nie zna mojego dokładnego adresu. Oczywiście nie chodzi o to, że mu nie ufam, bo naprawdę tak nie jest, ale wolę zachować między nami przynajmniej taki dystans.

Zbyt dużo już mu narobiłam nadziei.

- Bardzo mi zależy - dodaje po chwili milczenia z mojej strony.

- No dobrze, ale nie wyobrażaj sobie, że będzie z tego coś więcej. Zwyczajne spotkanie - od wypicia z nim kawy nic mi się nie stanie, a jemu może to przynajmniej trochę poprawić humor. Należy mu się to.

- Ogromnie się cieszę. Zaraz przyślę ci adres i spotkajmy się tam za dwie godziny - mówi i się rozłącza.

***
Do kawiarni docieram przed czasem. Louis akurat tak trafił, że miejsce, które wybrał znajduje się niedaleko od mojego mieszkania. Mam też szczęście, bo Louis już na mnie czeka, więc tylko podchodzę do stolika, który zajął.

- Dobrze, że przyszłaś - mówi na mój widok.

- Ciebie to akurat nigdy bym nie wystawiła. Wiesz przecież, że dużo dla mnie znaczysz - oznajmiam mu, a on tylko lekko się uśmiecha.

- Szkoda, że nie tyle byś że mną była, ale niestety tego nie da mi się zmienić - oby ciągle o tym nie gadał, bo będę musiała się jakoś wykręcić i szybko wrócić do domu. Nie będę słychać jego żalów.

- Pójdę zamówić nam kawę, chcesz cappuccino?

- Tak - wstaje i idzie. Wraca po kilku minutach z dwiema takimi samymi kawami. Jedną stawia przede mną.

- Zaproponowałbym ci też ciasto, ale wiem, że odmówisz.

- Masz rację - mówię i upijm łyk tej pysznej kawy.

Przez kolejne pięćdziesiąt minut dyskutujemy na dość neutralne tematy. Aż wreszcie uznaje, że czas to kończyć.

- To ja już pójdę - mówię i wstaje od stołu.

- To może ja cię odwiozę, oczywiście w pobliże twojego domu. Nie chcę dokładnego adresu.

No na coś takiego to mogę się zgodzić.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie nastapny rozdział.

Powrót strachu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz