56

1.1K 59 5
                                    


Pov Valerie

Wiem, że powinna teraz zachować spokój, ale nie mogę. Odruchowo dotykam mojego krocza, bo mam złudną nadzieję, że ta krew mi jednak leci z innego miejsca. Niestety moje myśli zostają brutalnie zerwane gdy widzę moja pokrwawioną dłoń.

Nagle drzwi się otwierają, a przez nie wchodzi Louis. Ma doskonałe wyczucie czasu

- Zrób coś - proszę go cichym głosem, a on szybkiem krokiem do mnie podchodzi i sadza mnie na łóżku.

- Nie denerwuj się kochanie, za chwilę zawiozę cię do szpitala - odwraca się, ale ja go zatrzymuje.

- Nie zgadzam się. Wezwij jakiegoś lekarza tutaj, zapłacę ile tylko będzie trzeba - nienawidzę szpitali i nie mam zamiaru tam jechać. Po ilości krwii, którą straciłam wiem, że już nie da się uratować tego dziecka.

- Dobrze, zaraz wracam.

***
Tak jak podejrzewałem, lekarz, który tu przyjechał stwierdził, że straciłam dziecko i nic już nie da się z tym zrobić. Miałam jednak trochę szczęścia, bo wszystko wyleciało od razu i nic już we mnie nie pozostało.

Leżę teraz na łóżku, jak byłam w łazience to Louis zmienił pościel. Jest mi przykro z powodu śmierci tego dziecka, bo mimo wszystko było ono moje, ale też strasznie się boję rekacji mojego męża.

Przecież on się wścieknie i o wszystko obwini. Stwierdzi, że zrobiłam to specjalnie.

- Spróbuj się przespać - mówi Louis siadając na brzegu łóżka. - Jeśli nie możesz to dam ci jakiś zastrzyk albo tabletkę. Sen naprawdę bardzo dobrze ci zrobi.

- Nie chcę - jestem pewna, że jeśli tylko bym zasnęła to męczyłyby mnie same koszmary.

- Obiecuję, że ciągle będę przy tobie. Nawet na krok stąd nie odejdę. A jeśli chcesz to się przy tobie położę i przytulę, zależy mi na tym byś sobie wypoczęła i chociaż odrobinę zregerowała swój organizm.

- Możesz mnie przytulić, ale o śnie zapomnij.

Wpakowuje mi się do łóżka i mnie do siebie przytula. Opieram głowę o jego klatkę piersiową.

- Jeśli chcesz to możesz płakać, ja z chęcią cię pocieszę, a tobie ulży. Lepiej nie duś w sobie negatywnych emocji, nic dobrego z tego nie przyjdzie.

- Ale ja sama nie wiem co czuję. Nie chciałam tego dziecka, lecz już się oswoiłam z myślą, że będę je miała. I można nawet powiedzieć, że odrobinę się cieszyłam w głębi duszy. A teraz jeszcze się boję rekacji Nialla, bo on na pewno będzie wściekły.

- Aż taki okrutny to on nie jest. Zacznie cię wspierać, bo będzie wiedział, że ty najbardziej cierpisz.

- Wcale nie. Będzie przekonany, że to moja wina. I na pewno poniosę tego odpowiedzialność

- Nie mów tak - próbuję mnie pocieszyć.

- Ale tak będzie. Wczoraj uderzył mnie bez żadnego powodu, więc teraz to już na pewno mnie zabije.

Nagle Louis się gwałtownie podnosi.

- Jak to cię uderzył?

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział. Możliwe, że nawet dziś chociaż niczego nie obiecuje.

A i zapraszam na Moc zmysłów, już znajduje się na moim profilu.

Powrót strachu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz