Rozdział 77

8K 247 45
                                    

-Kochanie

Poczułam usta swojego męża na swoich. Nie miałam ochoty jeszcze wstawać więc nakryłam głowę kołdrą

-Skarbie, już południe. Nie zaniedbuj naszego dziecka

-Przynieś mi śniadanie. Zjem i dalej będę się opierdzielać

-Już to zrobiłem. Przyniosłem pączki z budyniem i sok pomarańczowy. Później zabieram cię do miejsca, które bardzo mi się podobało gdy byłem tu kilka lat temu.

-Mam jakąś opcje?-zapytałam wystawiając głowę spod kołdry

-Amm, nie

-Jesteś niesprawiedliwy

-Ty bardziej. Głodzisz naszego syna

Ten znowu zaczyna

-A może to jest dziewczynka albo bliźniaki?-uśmiechnęłam się

-Bliźniaki? No to będzie jazda. Jak ty ich wykarmisz?

-Gdy skończę karmić piersią a zacznę butelką to ty do nich wstajesz. Zwlasza do naszego syna

-Dobrze. Obyś karmiła jak najdłużej-mruknął i zniknął za drzwiami do łazienki

A ja mam nadzieję, że będę jak najkrócej i oby dzieci dały mu popalić. Wiem, to jest wredne. Spóściłam nogi na podłogę i wzięłam pączka. Był wyśmienity do tego stopnia, że zjadłam ich aż sześć. Tyle nie jadłam nawet w tłusty czwartek.

-Widzę, że Ci smakują. Chcesz więcej?

-Nie, dziękuję

Wypiłam sok i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod strumień wody. Wzięłam swój żel pod prysznic. Wycisnęłam trochę na rękę jednak nic nie wyleciało

-Miki!

Muszę mieć żel na już. Inaczej będę się czuć brudna. Wiem, dziwnie to brzmi

-Pomóc Ci się umyć?

-Nie mam w czym. Znajdziesz jakiś sklep i kupisz mi żel?

-Już zaczynają się zachcianki. Co będzie dalej?

Odsunełam drzwi od kabiny prysznicowej i spojrzałam na niego groźnym wzrokiem.

-Skarbie, jestem bosem mafii. Nie robi to na mnie wrażenia. Już Ci skoczę po żel. Jak miło, że nie bierzesz mojego

-Właśnie-olśniło mnie-Przecież jest twój żel. Nie musisz iść

-I po co to powiedziałem?

Zaśmiałam się zamykając drzwi. Wzięłam jego żel do ręki i otworzyłam go. Miki miał ładny zapach żelu. Pachniał pomarańczą. Umyłam się, wytarłam ciało i ubrałam się w luźne ciuchy. W końcu nie wiem gdzie mój mąż chce mnie zabrać. Wyszłam z łazienki. Miki siedział na łóżku i sprawdzał coś w telefonie.

-Gdzie idziemy?

-Do Parku Narodowego Jezier Plitowickich

-Parku?

-Jakiś problem?

Nagle zrobiło mi się nie dobrze. Odwróciłam się i pobiegłam do łazienki. Pochyliłam się nad toaletą i zwymiotowałam pączki, które zjadłam wcześniej

-Dobrze się czujesz?

-Tak. Teraz tak

-Napewno?

-Tak. To tylko niestrawność

-Od kiedy ciąża jest niestrawnością?

-Wolę tak myśleć bo jak pomyślę, że przytuje...

-Boisz się, że mi się przestaniesz podobać?

-Trochę

-Kicia. Jesteś piękna, bardzo piękna. Nie zostawię cię po porodzie.

Przytuliłam się do niego.

-Dzisiaj pójdziemy do Parku Narodowego a jutro wracamy na Sycylię. Zadzwonię do Emi aby cię zarejestrowała do ginekologa

-Do tej, u której byłam przed ślubem?

-Tak

-Dobrze skarbie

-Chodź, auto czeka

Przemyłam twarz i razem z Michele wyszliśmy z pokoju. Zjechaliśmy na dół windą i wyszliśmy z hotelu. Wsiadliśmy do samochodu, który jak zawsze kierował jeden z ludzi Alfredo  ale Miki upiera się, że ten mężczyzna nie ma powiązania ze światem przestępczym. Sama przyjaźń z Michele daje mu takie powiązania.

-Kochanie, dobrze się czujesz?

-Tak. Dzięki, że pytasz

-Wracając z parku podjedziemy na chwilę do Alfredo

-Dobrze, mężu

Miki przekrecił oczami i przyciągając mnie bliżej siebie pocałował.

-Miło, że zgadzasz się na wszystko co powiem, żono

-Taką jest w końcu rola kobiety. Ma prać, gotować, zajmować się domem, rodzić dzieci i we wszystkim słuchać się mężczyzn, swoich panów-odezwał się kierowca

-Pytał się ktoś ciebie o zdanie?-Zapytał Michele

-Nie, przepraszam pana, panie Morrone

-Co niektórzy dalej żyją w średniowieczu-mruknęłam na co Miki się zaśmiał

Gangster z Sycylii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz