~40~ ...wezmę piątkę ale będę potrzebowała twojej pomocy.

375 20 4
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

Nikt nie raczył odpowiedzieć na moją prośbę więc uznałam to za zgodę.

Ręka doskwierała mi coraz bardziej, maść znieczulająca działa jednak cuda tak samo jak usztywnienie. A ja nie dosyć że pozbyłam się bandażu to jeszcze prawdopodobnie nadwyrężyłam sobie dłoń.

-Carter też się o ciebie martwi. -a jednak Ian postanowił w końcu skomentować. -Myślisz że on nie widzi co się dzieje?

-Emil nie jest głupi i doskonale zdaje sobie sprawę z tego że widzi to wszystko. Jednak wolę żeby skupił się na powrocie do zdrowia i pamięci niż żeby roztrząsał sprawę w której i tak nie może brać udziału. -wytłumaczyłam.

-On nie odpuści, jest uparty tak samo jak ty. Dobraliście się pod tym względem.

-Odpuści, o to się już nie martw. -odpowiedziałam pewnie.

-Chyba nie rozmawiamy o tej samej osobie. -zaśmiał się czarnowłosy prawdopodobnie próbując mnie trochę rozweselić.

-Wiem że to do niego nie podobne ale tym razem nie będzie miał wyjścia.

Miałam plan jak go od tego odsunąć i jestem pewna że on wypali.

***

-Jesteśmy. -stwierdziłam sięgając do schowka po pudełko.

Ian w końcu wyrwał się ze swoich rozmyślań a Maya nadal siedziała lekko skulona za fotelem brata prawie wcale się nie ruszając. Jednym łykiem dopiłam energetyka i z pudełkiem pod pachą wysiadłam z samochodu, Ian zajął się siostrą a ja od razu ruszyłam do wejścia po drodze w lewej ręce gniotąc pustą już puszkę.

Wyrzuciłam ją do kosza zaraz obok wejścia a kiedy wreszcie dotarli do mnie znajomi bez zbędnego pieprzenia weszłam do środka i od razu ruszyłam korytarzem do odpowiedniej sali.

-Sami! -ucieszyłam się na widok przyjaciela i niemal od razu rzuciłam mu się w ramiona.

Wbrew pozorom ten uśmiech nie był jakoś strasznie wymuszony bo sam widok Cartera poprawił mi humor.

-Rose, w końcu jesteś. Myślałem że przyjedziesz wcześniej. -udał oburzonego.

-Trochę wczoraj z Mayą i Ianem popiliśmy i tak wyszło ze zaspaliśmy. -zaśmiałam się.

W sumie to nie skłamałam aż tak po prostu pominęłam pewne fakty i trochę przeinaczyłam prawdę. Popiliśmy? Tak. Zaspaliśmy? W pewnym sensie tak.

-Carter mam do ciebie prośbę. -stwierdziłam siadając na krzesełku obok jego łóżka i zmieniając ton na poważny.

Nie obchodziło mnie ze naszej wymiany zdań słucha rodzeństwo Withmore stojące w drzwiach. Miałam plan i zamierzałam go wprowadzić w życie bez żadnego ale.

-Dla ciebie wszystko Rebekah. -mimowolnie uśmiechnęłam się na imię jakim się do mnie zwrócił.

-Pamiętasz początki naszej przyjaźni? -zapytałam.

-Wtedy kiedy pierwszy raz gadałem z kobietą i nie chciałem jej wyruchać? Tego nie da się zapomnieć. -zaśmiał się na co przewróciłam oczami.

-Wtedy kiedy ja cię odwoziłam do domu i kiedy wątpiłeś w moje umiejętności. -mówiłam patrząc mu prosto w oczy.

Jego mina na chwilę stała się zamyślona, ale w końcu chyba doszło do niego o czym mówię bo na twarz wpłynął mu uśmiech.

-Pamiętam a co? -wyraźnie zaciekawiło go dokąd prowadzi ta rozmowa.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz