~54~ Dzień prawdy, przeprosin, obietnic i przytulasów...

326 21 22
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

Wsiadłam do samochodu i mimo iż w środku czułam się jak najgorszy śmieć to robiłam dobra minę do złej gry, nie chciałam martwić żadnego z moich przyjaciół bo w głębi serca wiedziałam ze starali się tylko pomóc.

Chciałam im zaufać, naprawdę chciałam to zrobić jednak cos w mojej głowie skutecznie mnie blokowało. Sam fakt iż w akcie histerii wyrzuciłam im o wiele za dużo sprawiał ze podświadomie czułam się zagrożona.

Carter usadził mnie z przodu mówiąc ze jedziemy mercedesem Iana bo będzie się mniej rzucał w oczy.

Sam wsiadł na tylne siedzenie zaraz za mną wiec to właśnie czarnowłosy będzie kierowcą, niemal od razu zaczęłam badać drzwiczki auta w poszukiwaniu guzika otwierającego okno ale kiedy go znalazłam okazało się ze chłopak nie zostawił nam kluczyków.

Najpewniej rozmawiał teraz z Maya która znając życie widząc moja zapłakaną twarz właśnie robi mu jego małe piekło na ziemi. W domu pomogła mi się doprowadzić do względnej normalności a ja nie powiedziałam jej praktycznie nic tylko siedziałam i starałam się uspokoić.

Specjalnie już wcześniej zapięłam pasy by Ian nie mógł mi o tym przypomnieć. Jego słowa owszem były miłe i w pewnym sensie kojące jednak jak na razie postanowiłam się zdystansować. Tak będzie łatwiej, ja załatwię sprawy związane z mafią i wszystkim co zagraża moim bliskim a oni będą bezpieczni.

Kiedy w samochodzie wreszcie pojawiła się brakującą dwójka, Ian niemalże natychmiastowo odpalił i ruszył z mojego podjazdu, ja oczywiście w chwili w której usłyszałam silnik otworzyłam okno i wystawiłam przez nie rękę i bawiłam się wiatrem.

Uwielbiałam to robić, nauczyłam się tego jeszcze zanim zrobiłem prawo jazdy. Kochałam jeździć samochodem z Juliusem szczególnie późno w nocy i po prostu czerpać garściami z wolności jaką odczuwałam dzięki temu.

To była moja mała wolność w świecie samotności i braku celu do którego mogłabym dążyć.

Nikt się nie odzywał, a z radia cicho leciał jeden z moich ulubionych kawałków. Zawsze ciekawiło mnie jak to możliwe ze niekiedy tak podobni do siebie ludzie mają tak różne muzyczne gusta, w końcu jednak zrozumiałem ze każdy z nas słucha artystów z podobnymi problemami i w podobnym stanie psychicznym.

Chyba właśnie dlatego większość piosenek które przypadają mi do gustu jest o śmierci, problemach, narkotykach i samotności.

W samochodzie doskonale dało się wyczuć napięcie jakie prawdopodobnie utworzyło się między Ianem i Carterem. Jestem prawie pewna ze Sami martwił się o mnie do tego stopnia że nieźle nagadał czarnowłosemu. Szkoda tylko ze nie jestem w stanie określić czy to dobrze czy wręcz przeciwnie.

W końcu z jednej strony powinnam się cieszyć ze komuś na mnie zależy i ze się o mnie martwi a z drugiej czuje się źle będąc powodem kłótni dwójki moich przyjaciół.

Od kiedy zaczęłam naprawdę żyć non stop jestem stawiana przed wyborami, a nigdy nie byłam nauczona podejmować decyzji. Najgorszy jest jednak fakt ze większość moich wyborów opierało się na zdecydowaniu które zło jest gorsze. A takie wybory są właśnie tymi najgorszymi i najtrudniejszymi.

I znowu zostałam postawiona w sytuacji bez wyjścia. Miałam wybrać miedzy uwagą której tak pragnęłam od kiedy pamiętam i którą dawał mi Carter a jego dobrymi stosunkami z Ianem.

Wybrać miedzy swoim marzeniem o przyjacielu a jego spokojnym życiem.

Chciałam być samolubna ale nie mogłam. Nie potrafię, nie chce zniszczyć życia kolejnej osobie.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz