~51~ Kiedy aż tak się stoczyłam?

244 18 10
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

-Ode mnie się nie ucieka... -dość niski zachrypnięty głos niemalże echem wypełnił przedsionek mojego domu.

Stałam tam zupełnie wmurowana w ziemię, niezdolna do najmniejszego ruchu.

-Podobała się wycieczka? -pyta ironicznie. -Mam nadzieje że było warto bo Maya słono za nią zapłaciła. 

Maya? Ale po co on wciąga w to Mayę?

-Nie rozumiem? -wychrypiałam.

-Mnie się nie ignoruje kochanie i uwierz mi ale pokuta Mayi nie wystarczy bym ci wybaczył. -po moich plecach przeszedł dreszcz.

-Co się stało z Mays? Naprawdę nie rozumiem. -tłumaczę.

-W środę uciekłaś a Maya w ramach kary odwiedziła agencje towarzyską, słyszałem że była bliska przyjęcia pierwszego klienta ale niestety zjawił się Carter. -prychnął.

Maya trafiła do... Moja najlepsza przyjaciółka trafiła do burdelu bo nie zjawiłam się na spotkaniu z tym psycholem?  Dlaczego oni mi o tym kurwa nie powiedzieli?

-Czego chcesz Kali? -pytam.

Czuję jak w mojej głowie zaczyna się lekko kręcić.

-Najpierw zajmiemy się wypełnieniem twojej części umowy co do Markusa a potem wymyślę odpowiednią karę.

-Czego chce ode mnie Markus?

W mojej czaszce chyba właśnie rozszalał się pierdolony huragan.

-Obiecałaś mu że poddasz wyścig, nie pamiętasz kochanie? -ledwie powstrzymałam się przed wzdrygnięciem na słowo jakiego użył.

-Nie zamierzałam się na żadnym pojawić, w sumie i tak nie dałabym rady. -szepcę.

-Markusowi to nie wystarczy, musisz oficjalnie ogłosić że poddajesz wyścig. -odpowiada pewnie.

-Na dzisiejszy nie dam rady iść. -wyszeptałam i czułam jak powoli zataczam się do tyłu.

-Co się z tobą dzieje? -jego głos w sekundę poważnieje.

-Ze mną? -nawet nie wiem czemu to mówię. -Szczerze mówiąc nie mam pojęcia... -mówię głośno oddychając. -Chyba, chyba mdleję... -wyduszam i czuję jak upadam.

Ostatnie co rejestruje mój mózg to dwa silne ramiona w mojej tali i przekleństwo Kaliego.

***

Budzę się i nie wiem czy minęło kilka sekund minut czy może godzin. Ponownie tego dnia moja dłoń od razu po obudzeniu ląduje na moim czole, tym razem jednak nie podejmuję ryzyka i nie zamierzam od razu wstawać.

-Jak się tak urządziłaś? -pokój przecina jego ostry głos. Chyba jest wkurzony.

-Zupełnie przypadkowo wypadłam z balkonu. -ironizuję cicho.

-Dlatego jesteś cała poraniona jakbyś się tarzała we szkle? -pyta sarkastycznie i czuję jak materac obok ugina się pod jego ciężarem. -Chcę wiedzieć wszystko.

-A to nowość. -prycham. -Myślałam że jesteś wszystkowiedzący. 

-Nie pogrywaj ze mną Mill. -warczy i chwyta mnie w talii przyciągając do siebie.

-Coś za coś Kali. -mówię i staram się odsunąć. -Powiem ci jeżeli ty...

-Nie Rose. To nie jest czas do negocjacji. Oboje wiemy ze jesteś na przegranej pozycji, nie staraj się nic ugrać bo ci się to po prostu nie uda. -przerywa mi i już po chwili ląduję policzkiem na jego klatce piersiowej.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz