~58~ Wszystko dzieje się przez przypadek ale nigdy bez powodu...

251 19 15
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Juliusa)

/Obrzeża Irvine, niedziela wczesny ranek/

Idąc na spotkanie z człowiekiem który tak naprawdę był jedną z niewielu osób która aktualnie była w stanie mi pomóc, czułem się jak największy zbrodniarz.

Co kilka sekund obracałem głowę do tyłu chcąc sprawdzić czy aby na pewno nikt mnie nie śledzi, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego ze w tym momencie o moją głowę starają się dwie potężne Mafię. 

Nawet nie próbuje sobie wyobrazić ile osób ma za zadanie mnie znaleźć pobić i przywieść swojemu bossowi.

Jednak mimo wszystko żałuje tylko faktu że mi się nie udało, żałuje że nie udało mi się naprawić błędu sprzed lat, że nie odkupiłem winy i raz na zawsze nie zabrałem Rosie od Mafii.

Doskonale wiem że by mnie znienawidziła ale w końcu i zrozumiałaby że tak by było lepiej. 

Byłaby dużo bezpieczniejsza w innym kraju z nową tożsamością i bez mafijnych porachunków za plecami.

Owszem po wysłuchaniu całej prawdy to bardziej niż pewne że by mnie znienawidziła, ale to jedyne realne wyjście.

Zaczęłaby od nowa sama, może w końcu znalazłaby szczęście...

Wchodzę do starej kamiennicy tylnym wejściem. Obskurna klatka schodowa śmierdzi szczynami i alkoholem ale w mojej obecnej sytuacji ważniejsze niż moje morale są informacje.

Prawie nie oddychając wchodzę na trzecie piętro i pukam w bordowe drzwi dokładnie trzy razy.

Drzwi otwiera mi blondwłosa kobieta bez stanika ubrana jedynie w dolną część bielizny i z podbitym okiem.

-Ja do Basima. -mówię pewnie.

Ona jedynie kiwa głową i przepuszcza mnie w drzwiach. Wchodzę do małego korytarzyku i już tutaj mogę stwierdzić ze w tym mieszkaniu jebie tanim zielskiem i wódą. Wszędzie gdzie tylko spojrzę widzę puste butelki i pudełka po żarciu na wynos.

Typowa melina.

Korytarzem przechodzę do salonu gdzie na kanapie dostrzegam rozwalonego Basima. Mężczyzna jest już trochę starszy, na oko ma około czterdziestu lat, ma typową arabską urodę. Czarne oczy i czarne włosy oraz małą bródkę.

-Julius, to się porobiło bracie. -uśmiecha się na mój widok tym samym pokazując uzupełnione złotem ubytki w uzębieniu.

-Witaj Sim. -odpowiadam zbijając z nim piątkę.

Siadam na fotelu obok i obserwuję jak stary znajomy zgrabnie formuje na lusterku kreskę po czym sięgając po zwinięty w rulonik banknot wciąga koks.

-Coś ty narobił przyjacielu że aż tylu ludzi chce cię zabić? -pyta krzywiąc nos.

-Naprawiałem błędy przeszłości. -odpowiadam szczerze. -Ale ja nie w tej sprawie.

-No domyślam się że na zwykłe pogawędki nie wpadłeś. -śmieje się. -Czego potrzebujesz bracie.

Ja bratem bym go raczej nie nazwał, dla mnie był krętaczem i oszustem. Robił co tylko chciał i nie miał kręgosłupa moralnego, był tam gdzie mógł zarobić i to mu wystarczyło. Kiedy miałeś pieniądze, wpływy lub znajomości traktował cię jak brata ale kiedy przychodziły kłopoty udawał że się nie znacie.

Jeden z najgorszych typów ludzi jaki poznałem.

-Potrzebuje samochód, kilka sztuk broni i informacji. -mówię prosto z mostu.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz