~80~ To się nazywa gra wstępna.

253 16 119
                                    

Przepraszam mordki za spóźnienie i proszę nie bijcie mnie za końcówkę :*

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rosie)

/Piątek, 13, szkoła w Irvine/

Nie ugięłam się i pomimo że Ian dosłownie robił wszystko by wyciągnąć ze mnie co sobie zaplanowałam ja nic mu nie powiedziałam. A chłopak naprawdę się starał, w pewnym momencie naprawdę miałam ochotę się wygadać bo ten gnojek sprytnie wykorzystywał moją słabość do niego.

Mimo wszystko w końcu udało mi się wbić mu do głowy że albo się uspokoi albo pójdę spać do Mayi. Rano chyba pogodził się z tym że niczego wcześniej się nie dowie a ja w końcu miałam chwilę spokoju.

Wraz z chłopakiem zapakowaliśmy nasze bagaże do mojej kochanej audi i podjechaliśmy również do domu Cartera by stamtąd zabrać jego torbę.

Dzięki czemu teraz jesteśmy już pod szkołą czekając na naszych przyjaciół, gdzie Carter jak to stwierdził w "akcie bohaterstwa" postanowił odpuścić sobie ostatnią lekcję byśmy mogli wyjechać wcześniej.

W to jego "bohaterstwo" nie wierzę ani trochę bo i ja i on dobrze wiemy ze jest to tylko wymówka dzięki której z czystym sercem może sobie odpuścić godzinę polskiego.

Z którego nawiasem mówiąc i tak pewnie by spierdolił, ale Carter i jego zamiłowanie do wagarów to już historia na inną okazję.

Znowu stałam oparta o samochód przed wejściem na dziedziniec, na moim nosie spoczywały ciemne okulary a moją talię oplatała silna dłoń Iana.

Od jakiegoś czasu tak już było, Ian chyba nie do końca świadomie za każdym razem kiedy byliśmy w towarzystwie jakiegokolwiek mężczyzny lub chociażby obcych starał się trzymać mnie najbliżej jak tylko mógł i jasno dawać do zrozumienia że "jestem jego".

Co śmieszniejsze to tyczyło się również Cartera i jego własnego ojca.

To było dość niecodzienne odczucie jednak to "znaczenie terenu" jakoś mi nie przeszkadzało, owszem czasami wręcz irytowało bo czarnowłosy nie znał umiaru i był cholernie zazdrosny jednak dzięki temu czułam się chciana.

Moje prywatne auto na szkolnym parkingu nie zrobiło aż takiej furory jednak sam fakt że nasza dwójka stała przy nim i że zaparkowałam w miejscu niedozwolonym wystarczył byśmy znaleźli się na językach całego dziedzińca.

Z jednej strony rozumiem ludzką ciekawość, jest zapisana w naszej podświadomości i my po prostu nie potrafimy się powstrzymać przed spojrzeniem na coś nowego lub przed dowiedzeniem się nowych rzeczy o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia.

Jednak nie potrafię zrozumieć ludzi którzy bardziej niż na swoim życiu skupiają się na tym co dzieje się u innych. Oczywiście plotkuje każdy jednak ja widzę różnicę między niezobowiązującą pogawędką o drugiej osobie którą znamy a dosłownym wtykaniu nosa w życie drugiej osoby i analizowaniu każdego szczegółu.

Nie jesteśmy pieprzonymi postaciami filmowymi których życie toczy się na ekranie tylko po to by cieszyć oczy innych, nie jesteśmy też gwiazdami o międzynarodowej sławie które dosłownie żyją z tego że się o nich mówi.

To że nie jesteśmy tak przeciętni jak inni nie znaczy że możemy być głównym tematem rozmów toczonych przez osoby których nawet dobrze nie widzieliśmy. Mafia to biznes podziemi a nie pieprzona telenowela którą oglądają miliony osób.

Z rozmyślań wyrywa mnie Ian który łaskotając mnie w tali powraca mnie do żywych.

Momentalnie zauważam firmowy uśmieszek Cartera który z kurtką przewieszoną przez ramię idzie w naszą stronę. Jego dłoń ponownie jest spleciona z palcami mojej przyjaciółki która nieśmiało się uśmiecha i macha w naszą stronę.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz