Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
(Perspektywa Rose)
/Przedsionek domu Rose zaraz po rozmowie z rodzeństwem/
Uklęknęłam koło moich butów i o ile z rozwiązaniem ich lewą ręką nie miałam żadnego problemu to spotkałam się z nim kiedy nie potrafiłam wsunąć trampki na swoją własną stopę. Klapnęłam tyłkiem na panele i oparłam plecy o ścianę. Uderzając tyłem głowy głośno westchnęłam. Mówiąc o zupełnie normalnych rzeczach których zrobić nie będę mogła wiedziałam że nie będzie łatwo ale to już kurwa przesada. Jak widać mając opuchniętą rękę nie mogę nawet wyjść z domu.
Z każdym kolejnym uderzeniem głową w ścianę mentalnie przybijałam sobie piątkę z własnym czołem za nie kupowanie butów na rzepy albo takich wciąganych. Muszę to sobie dopisać na listę rzeczy które powinnam zmienić, powinnam być przygotowana na każdą okoliczność. Spodziewać się wszystkiego a tymczasem pokonują mnie zwykłe sznurowane trampki. Najmłodszy mafioso Irvine który otoczony jest gangsterami z bronią przegrał z głupim sznurkiem, zajebiście.
Siedząc tak oparta o ścianę z zamkniętymi oczami usłyszałam jak po pomieszczeniu roznoszą się czyjeś kroki. W progu pojawił się Ian. Myśląc o tym jak żałośnie muszę właśnie wyglądać jeszcze raz tym razem mocniej uderzyłam głową w ścianę.
-Co jest Rosaline? -spytał patrząc na mnie.
Głośno westchnęłam spuszczając wzrok na moje stopy obok których ułożone były białe trampki. Czarnowłosy ukucnął przede mną, spojrzał na mnie swoim zmartwionym i zatroskanym wzrokiem. Westchnął, chyba miał już dosyć niańczenia mnie. Wiedziałam że był zły, nawet mimo tego że świetnie szło mu ukrywanie tego. Nie musiał dawać znaków ani pokazywać takich rzeczy bo ja doskonale wiem że tak jest. Są zawiedzeni, zmartwieni, zawiedzeni a może nawet wkurzeni. Wiem to bo gdybym miała taką przyjaciółkę to sama bym się tak czuła.
Nie potrafiłam patrzeć mu w oczy, czułam się tak żałośnie ze po prostu nie mogłam tego znieść, więc zwiesiłam głowę i utkwiłam wzrok na rękach. W pewnym momencie poczułam jak moja stopa się unosi, przestraszona w sekundę podniosłam oczy na chłopaka przede mną .
Jego ciepłe dłonie lekko podrażniły skórę na mojej łydce w miejscu gdzie nie dosięgała ani nogawka ani skarpetka. Wsunął moją stopę w białą trampkę i delikatnie zawiązał sznurówkę w małą kokardkę. Spojrzałam na niego przestraszonym wzrokiem a on jak nie zaszczycając mnie żadnym spojrzeniem ani nawet słowem przeniósł się do drugiej stopy i ubrał mi drugiego buta.
Po czym wstał wyjął z kieszeni kluczyki i wyszedł z domu. Kilka sekund siedziałam tam w totalnym osłupieniu. Jednak kiedy tylko otrząsnęłam się z tego chwilowego transu uniosłam się na lewej ręce do góry i zarzucając na ramiona czarną bluzę wybiegłam z domu pozostawiając go pod władzą Mayi. Ian czekał już w swoim samochodzie więc ja po cichutku wślizgnęłam się do środka lewą ręką zapinając pas.
Chłopak ruszył nadal nie wypowiadając nawet słowa w moją stronę.
-Ian... -szepnęłam kiedy cisza nie dawała mi już spokoju.
Niestety czarnowłosy podniósł rękę tak by mnie uciszyć po czym jednym ruchem podkręcił głośność jasno dając mi do zrozumienia że nie chce rozmawiać.
Tak naprawdę to nie wiem co chciałam mu powiedzieć, po prostu nie mogłam znieść tego że siedzimy cicho. Jego pusty wzrok w którym widziałam że znowu się zawiódł po prostu nie dawał mi spokoju. Tyle że tym razem nie pozwolił mi mówić tym razem nie pozwolił bym wpadła w słowotok, katował mnie milczeniem. Siedziałam w tym samochodzie razem z chłopakiem który obudził we mnie nieznane uczucia i emocje tym samym który od kiedy go poznałam nie robi nic innego niż ratowanie mojego tyłka. Oraz dokładnie tym samym którego non stop zawodzę nie robiąc zupełnie nic dla niego.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
RomanceDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...