Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
/Piątek, Irvine, 18/
(Perspektywa Rosie)
Wybudzam się z bardzo mocnego snu i czuję jak moja głowa pulsuje tępym bólem. Czuję się strasznie ale też dziwnie, nie czułam już tego mdłego zapachu szpitala jednak znałam zapach który mnie otaczał.
Było mi też dużo wygodniej niż na tym pieprzonym szpitalnym łóżku. Spróbowałam się poruszyć i z ulgą odkryłam że już nie jestem przywiązana. Moja lewa dłoń niemal od razu powędrowała do mojego czoła, liczyłam że ten ruch choć trochę złagodzi ból jednak nic takiego się nie stało.
W pewnym momencie usłyszałam ruch gdzieś nie daleko mnie. Cholera to na pewno Julius lub Vincent. Tylko po co zabierali mnie ze szpitala?
Mniejsza z tym Rosie teraz musisz być silna, ta dwójka widziała już zdecydowanie za wiele twoich słabości.
Z trudnością podnoszę się do siadu i zsuwam ze swoich nóg materiał którym mnie przykryto, następnie ostrożnie zestawiam każdą ze stup na ziemię i już po chwili próbuję stanąć na nogi.
Niestety ten ruch okazuję się zupełnym nie wypałem bo niemal momentalnie zaczyna mi się kręcić w głowie i czuję jak do gardła podchodzi mi żółć. Teraz będziesz wymiotować Rose? Naprawdę?
-Za... Zaraz zwymiotuję. -z trudnością wypowiadam te słowa licząc że któryś z nich zabierze mnie do łazienki albo na dwór.
Sama z wiadomych przyczyn nigdzie nie trafię.
Niespodziewanie czuję w talii dwie silne dłonie które już po chwili prowadzą mnie w nieznanym mi kierunku. Ktoś pomaga mi uklęknąć a ja dłońmi wyszukuję brzegi sedesu.
Staram się coś z siebie wydusić jednak jak na złość teraz już nie mogę. Czuję się tak żałośnie.
-Gdzie my jesteśmy? -chrypię opierając czoło na dłoni.
-W domu. -słyszę a na dźwięk tego głosu przechodzą mnie dreszcze. To zdecydowanie męski głos jednak nie należy on ani do Juliusa ani do Vincenta. Znam ten głos... -Już jesteś bezpieczna nie martw się. -chłopak zaczyna kojąco masować moje plecy.
-Ale jakim domu? Co się stało?
-Nie poznajesz Rosie? Jesteś w swoim własnym domu, we własnej łazience. -ten głos działa naprawdę kojąco na moje uszy.
To na pewno nie jest żaden z ludzi Jula oni wiedzieli by że nie poznam miejsca w którym jestem bo go nawet nie zobaczę.
-Dasz mi coś do picia? -pytam cicho. -Proszę. -szepczę.
-Jasne poczekaj chwilę.
Słyszę kroki chłopaka który opuszcza łazienkę. Odsuwam się od toalety i ręką szukam ściany na której mogłabym się oprzeć. Wiem ze mogłabym wykorzystać sytuacje i w jakiś sposób zamknąć się w tej łazience jednak nie mam na to siły. Jestem wykończona.
Nadal kręci mi się w głowię więc chowam ją między kolanami, gdzieś słyszałam ze to pomaga.
-Proszę, napij się. -Nawet nie usłyszałam kiedy chłopak pojawił się obok mnie.
-Postawisz szklankę na ziemi? -słyszę jak szkło delikatnie stuka w płytki.
Niezgrabnie przesuwam dłonią po podłodze i w końcu odnajduję upragnioną wodę. Na raz wypijam całą szklankę którą mi przyniósł.
-Dziękuję. -szepcze odstawiając szkło.
-Jak się czujesz? -pyta chłopak przysiadając w takiej samej pozycji jak ja obok mnie.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
Roman d'amourDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...