~64~ Dlatego uszczęśliwianie ludzi nie polega na pieniądzach...

223 15 31
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

Nie mam pojęcia jak długo leżałam na tej brudnej podłodze i nie wiem również jakim cudem w pewnym momencie udało mi się zasnąć ale wiem że pobudka w żaden sposób nie była miła.

Nie dosyć że zostałam obudzona przez wylanie na moją twarz szklanki potwornie zimnej wody to jeszcze przez kilka godzin leżenia na ziemi praktycznie nie czułam kręgosłupa.

Bolało mnie wszystko, dosłownie czułam każdą kość w moim ciele i każdy nadwyrężony mięsień a na dodatek ciemność w mojej głowie wirowała z każdą chwilą przyprawiając mnie o coraz częstsze odruchy wymiotne.

Czułam się jakbym zaraz miała wypluć żołądek a tak naprawdę to aktualnie nie byłabym nawet w stanie podnieść się z ziemi.

-Nieźle wczoraj wkurzyłaś młodszego z braci. -odzywa się osoba która właśnie sprezentowała mi pobudkę. -Trzech naszych ludzi trafiło do szpitala.

Momentalnie w moim brzuchu coś boleśnie się ściska na samą myśl o tym że ktoś przeze mnie został pobity.

-Ale i tak masz dużo szczęścia.

Marszczę brwi nie rozumiejąc o czym gada ten szaleniec. Bo czy ja wyglądam jak ktoś kto ma szczęście? Nie sądzę a już sam fakt że od kilku godzin śpię na lepiącej się od brudu podłodze powinien go w tym utwierdzić.

-Szczęście. -prycham. -Jakoś nie czuje się szczęśliwa. -chrypię przez zaschnięte gardło.

-Uwierz mi gdyby Markus od kilku dni nie siedział w narkotykowym ciągu nie wyglądałabyś tak dobrze. -śmieje się. -Od śmierci ojca tak naprawdę nie wychodzi z klubu. I módl się moja droga byś mu się nie przypomniała bo takiej sytuacji mogłabyś nie przeżyć.

Rzeczywiście Markus po narkotykach jest jeszcze gorszą opcją niż on sam. Będąc na środkach może stracić resztki rozsądku i mężczyzna raczej ma trochę racji mówiąc ze tego mogłabym nie przeżyć.

-Dlaczego mi to mówisz? -pytam nadal zachrypniętym głosem.

Słyszę jak mężczyzna robi kilka kroków i kuca zaraz przede mną. Kładzie coś na ziemi i chwyta mnie za ramię podnosząc do pozycji siedzącej.

-Na pewno nie dlatego że wzbudziłaś moją litość malutka, Pan piekieł przysłał mnie bym cię pilnował. Owszem piekielni bracia mogą się tobą pobawić ale do niego masz dotrzeć żywa.

Czyli pracuje dla Diabła. A on dba o swoje interesy, jego towar ma być żywy.

Słyszę charakterystyczny szczęk otwieranej butelki a już po chwili przy moich wargach mogę poczuć plastikowy brzeg jej otworu. Mój opiekun przechyla ją tak że kilka łyków wpływa do moich ust a ja powolnie pije. 

-Aż tak się o mnie martwi? -prycham kiedy zabiera wodę od moich ust. -Diabeł jest naprawdę troskliwym oprawcą. -dodaję.

Mężczyzna dość głośno się śmieje.

-Wyglądasz jak wyglądasz a żarty ci się trzymają, jestem pod wrażeniem. 

Moje usta wykrzywiają się w kpiącym uśmiechu.

-Co innego mi pozostaje, czego bym nie zrobiła i tak zginę. Jestem bezbronna. -przyznaję.

-Powiem szczerze jesteś naprawdę ciekawą osobą.

Mentalnie wywracam oczami i cicho się śmieje. Znowu to samo.

-Przysięgam jak jeszcze od kogoś usłyszę te słowa to z miejsca dostanie w mordę. -szepczę bardziej do siebie ale on i tak słyszy.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz