~09~ Ona? Ja... Znam ją ale skąd?

883 23 3
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

Nigdy w życiu nie przepuszczałbym że sytuacja między mną a braćmi Platyna potoczy się właśnie tak, byłam wręcz pewna że nasza rozmowa zakończy się na groźbach, krzykach a nawet tym że mogłabym zostać zmuszona do natychmiastowego powrotu do Victoryville. 

Jednak zupełnie nie spodziewałam się że poproszą mnie bym wróciła do nich nie do rodzinnego miasta.

Oni naprawdę chcą znowu traktować mnie jak rodzinę, znowu być moimi starszymi braćmi, im chyba naprawdę na mnie zależy. 

Nawet nie potrafię wyrazić tego jak świetne jest to uczucie, bycia dla kogoś ważną. To że ktoś się o mnie troszczy czy tęskni jest czymś co napawa mnie czystym szczęściem.

No i stało się, nie wytrzymałam już przy Lito i Casparze chciało mi się ryczeć jednak nie mogłam tego zrobić przy nich, wychodzę z założenia że nie powinno się ukazywać słabości przy innych, dlatego płaczę w samotności w zaciszu swojego auta bez nikogo.

Około godziny później byłam już w domu a raczej na tarasie z tyłu, jak zwykle sama ale akurat ta kwestia już dawno została u mnie przerobiona. 

Już w Victoryville przyzwyczaiłam się do tego że jestem sama.

W mojej głowie kłębiły się myśli które kazały mi podjąć decyzję. Z jednej strony chcę mieć znowu kontakt z Platynami ale z drugiej chciałam się odciąć od świata przemocy oraz narkotyków. 

Muszę to wszystko przemyśleć oraz przede wszystkim znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Czy naprawdę chcę znowu być TĄ Mill?

Tych dwóch rzeczy nie da się jednak jakkolwiek połączyć, nie mogę wrócić do bliskiego kontaktu z Platynami pozostając zwyczajną. Tak się po prostu nie da.

Ale oni wrócili w dodatku specjalnie dla mnie!

Przez co teraz muszę wybrać między niebezpiecznym życiem wśród ludzi którzy pokazali mi czym jest rodzina a tym samotnym względnie normalnym życiem jakie wiodłam przed poznaniem Lito i Caspara.

To wszystko zaczyna niebezpiecznie rosnąć, jeszcze wczoraj w Irvine byłam najzwyklejszą nastolatką, wszyscy mieli i nadal mają mnie za jakąś randomową dziewczynę która dopiero się tu przeniosła i tak naprawdę do wczoraj sama starałam się o sobie myśleć w taki sposób.

Moja głowa dosłownie pęka od tego wszystkiego a ja nie mam już na to siły, tego wszystkiego jest zdecydowanie za dużo jak na kilka marnych godzin z mojego życia.

Powiew wiatru wrócił mnie do życia owiewając zimnym powietrzem moją twarz, na dworze mimo iż mieszkam w Kalifornii jest dość zimno przynajmniej dla mnie. 

Jestem totalnym zmarzluchem. 

Papieros który jak mi się wydawało dopiero co odpaliłam zdążył się już dawno wypalić a ja w końcu rzuciłam go na ziemię i skierowałam się do domu.

Wstąpiłam do kuchni zabierając z niej kolejne tabletki nasenne oraz szklankę wody, w moim pokoju wzięłam szybki gorący prysznic, połknęłam lekarstwa i odsuwając od siebie wszystko co w obecnej chwili mnie przytłaczało czekałam aż w końcu zasnę.

Kiedyś takie wieczory były dla mnie rutyną, niestety szybkie zasypianie po pigułkach skończyło się w momencie kiedy Lito się o tym dowiedział i między nami wybuchła dość burzliwa kłótnia.

Przypominając sobie tą sytuację w końcu odpłynęłam.

/Kilka godzin później/

Otwierając oczy spojrzałam na zegarek tym samym odkrywając że przespałam prawie pół dnia, było kilka minut przed dziewiętnastą co doskonale obrazuje jak złym pomysłem jest łykanie tabletek nasennych w ciągu dnia.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz