~78~ Więc to zrobiłam.

253 16 222
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rosie)

/Poniedziałek, 8 rano, Oceanside,/

Poczułam na policzku czyiś czuły dotyk który łaskotał mnie nie miłosiernie. Zmarszczyłam nos krzywiąc się nie znacznie co już samo w sobie powinno tej osobie uświadomić że ma kurwa mnie nie budzić jednak właściciel dłoni nie dawał za wygraną.

W końcu uchyliłam powieki dostrzegając nad sobą burzę czarnych włosów i równie czarne tęczówki które właśnie się we mnie wpatrywały.

-Ian. -jęknęłam żałośnie. -Lepiej żebyś cholera miał powód bo inaczej...

Zaczęłam jednak chłopak złożył na moich ustach króciutki pocałunek który skutecznie wbił mnie z rytmu..

-Nie obiecuj kochanie. -zaśmiał się i wyprostował.

-Czemu mnie budzisz? -spytałam iście męczeńsko już chcąc się obrócić na drugi bok i ponownie zasnąć.

-Bo wracamy do domu kochanie.

Momentalnie zastygłam z dłonią w powietrzu. Właśnie zamierzałam nakryć się kołdrą po same uszy i iść spać ale zamiast tego w sekundę poderwałam się do siadu.

-Naprawdę?! -niemalże pisnęłam.

-Myślałem że wiesz. Jest poniedziałek, dochodzi ósma więc tak jak mówiliśmy wracamy do domu.

Posyła mi ten swój przeklęty firmowy uśmieszek a ja patrzę na niego jak zaczarowana.

Już chcę wstawać z łóżka kiedy on chwytając moje ramiona sprowadza mnie znowu w dół.

-Nie tak szybko moja droga, ja kończę pakowanie i dopiero wtedy wychodzimy.

Zarządza a ja patrzę na niego jak na chorego psychicznie.

-Przecież nie mam już pięciu lat. -burzę się. -Mogę się sama spakować!

Wyrzucam mu dalej broniąc swojego.

-Wiem że możesz kochanie, ale skoro tu jestem to nie musisz. -dłonią mierzwi mi włosy na czubku głowy.

Przepraszam bardzo czy ja wyglądam jak szczeniaczek na wystawie że mnie głaska po łebku czy jak?

Patrzę na niego wręcz morderczym wzrokiem jednak na nim nie robi to dosłownie żadnego wrażenia.

Powolnie kończy pakować jakieś rzeczy których swoją drogą i tak za wiele tu nie miałam do sportowej torby którą chwilę później zarzuca na swoje ramię i podchodzi do mnie.

Nim zdążę się zorientować on już podnosi mnie na ręce i lekko podrzuca by poprawić mnie w swoich ramionach.

-Mam nogi! -burzę się zaplatając ramiona wokół jego szyi.

-Cieszę się. -ironizuje czarnowłosy.

Wynosi mnie z salki i kierując się w tylko sobie znaną stronę przechodzi po korytarzach szpitala.

-Gdzie reszta? -pytam wiedząc że kłótnią i tak nic nie wskóram.

-Mama, Carter i Maya pojechali wczoraj późnym wieczorem bo Anastazja uparła się że Emil i Mays nie będą opuszczać szkoły.-przewrócił oczami. -Zostawili co mieli zostawić i pojechali więc jesteś skazana na mnie.

Śmieje się sam do siebie a ja uderzam go w ramię dłonią.

W końcu dotarliśmy do przychodni i chłopak postawił mnie na ziemi zaraz przed recepcją.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz