Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Na samym początku powinnam się chyba przyznać do paru naciągnięć prawdy.
Mówiąc że nie znam miasta kłamałam, byłam tutaj już kiedyś. Caspar kilka razy mnie tu zabrał kiedy przyjeżdżał ogarniać sprawy związane z ich niezbyt legalnymi działalnościami. Pokazywał mi niektóre ciekawsze miejsca i opowiadał o tym jakie jest to miasto.
Ich specyficzna sława jest tutaj trochę inna.
Caspar i Lito są tu inaczej widziani ze względu na przeszłość, ładnie mówiąc nie są zbyt dobrze postrzegani przez społeczność.
Jednak odwiedzałam to miejsce jeszcze zanim pokłóciłam się z braćmi, przed tym jak oznajmiłam im że postanowiłam porzucić wszystko co mi pokazali oraz czego mnie nauczyli.
Chciałam zacząć od nowa, z zupełnie czystą kartą i bez powiązań z tak zwanymi typami spod ciemnej gwiazdy.
Mimo iż nic do nich nie mam chciałam się odciąć, nie podobało mi się to że kiedy spokojnie szłam ulicą to inni mieszkańcy woleli przejść na drugą stronę niż stanąć ze mną twarzą w twarz.
Chociaż to wszystko było niesamowicie pogmatwane, bo w pewien sposób satysfakcjonowało mnie to że ludzie wiedzieli kim jestem że czuli do mnie może nie tyle co szacunek a respekt.
Cieszyło mnie to że dzięki mojej "pozycji" teoretycznie już nikt nie miał prawa mnie tknąć, obrazić czy znieważyć.
Oczywiście wiedziałam że tutaj również Li i Cas mają swoich ludzi, że często przyjeżdżają do tego miasta doglądać interesów ale i tak wierzyłam że to właśnie tutaj zaznam spokoju.
Że w Irvine nie będzie ''sławnej'' Mill, że tutaj poznają mnie jak zwykłą Rosie Miller.
Jak widać dla mnie wiatr wieje z każdej strony i gdzie bym się nie odwróciła i tak będzie mi wiał prosto w twarz. Od tego nie da się uciec. To zawsze będzie się czaiło gdzieś za tobą.
Wracając do rzeczywistości, moja udręka na znienawidzonej matematyce wreszcie się skończyła jednak w moim aktualnym położeniu wolałabym tu zostać niż wciskać jakiś kit Mayi i jechać na spotkanie z przeszłością.
-Maya, ja muszę już uciekać. Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki. -szturcham dziewczynę w ramię i zaczynam mówić.
Brawo Rosie to ani trochę nie wzbudziło w niej niepokoju, wcale nie brzmiało jak najgorsza ściema. Tym razem naprawdę mam ochotę przybić sobie piątkę z moim własnym czołem.
-Ale jak to? Już wychodzisz? Przecież mamy jeszcze lekcje? -zasypuje mnie pytaniami na które nie mam pojęcia jak odpowiedzieć. -I jaką masz sprawę? W czymś ci pomóc?
-Ja wiem, ale no niestety to naprawdę pilna sprawa... Coś się stało z tym... No... -plączę się we własnych myślach. -Z moim kontem w banku, pisali do mnie i muszę jechać to wszystko wyjaśnić. -tłumaczę trzymając się swojego kłamstwa. -Dzięki za troskę ale z tym nie masz mi jak pomóc. -posyłam jej promienny uśmiech.
A przynajmniej staram się by wyglądał na promienny, jednak najpewniej wychodzi z tego jedynie nerwowy i sztuczny półuśmiech. Nie mam pojęcia dlaczego ale w towarzystwie tej dziewczyny jakoś nie potrafię kłamać.
-Em... Okej? -spojrzała na mnie podejrzliwie. -Jeżeli coś by się działo to pamiętaj mi możesz wszystko powiedzieć. Jak coś wystarczy wiadomość a zrobię wszystko żeby ci pomóc dobrze? -tłumaczyła mi jak dziecku.
Wiedziałam że użyła właśnie takich słów by między wierszami dać mi znać że nie muszę kłamać w jej towarzystwie.
-Jasne, naprawdę bardzo dziękuję za takie słowa. -Posyłam jej uśmiech. -Później się spiszemy. -obiecuję i żegnam się z dziewczyną buziakiem w policzek.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
RomanceDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...