Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
(Perspektywa Mayi)
W swoim życiu wiele razy czułam się bezsilna, było pełno sytuacji w których nie miałam pojęcia co mam zrobić. Do tej pory często nie tylko potrzebowałam pomocy ale wręcz polegałam na innych całkowicie.
Nie zliczę sytuacji w których Ian wkraczał do akcji wyciągając mnie z dna mojej rozpaczy.
W podstawówce byłam trochę większym dzieckiem można powiedzieć że do pewnego momentu szybciej rosłam w szerz niż w górę. Przez co cały okres wczesnoszkolny wyglądałam jak mała kulka z dwoma idiotycznymi warkoczykami.
Dodatkowo wisienką na torcie został ten nieszczęsny chłopak którego uderzyłam w pierwszej klasie, on chciał się tylko przypodobać dzieciakom w wyższych klas i wyśmiewał mnie razem z nimi.
Od tamtego momentu nie byłam już tylko grubym ale także agresywnym dzieciakiem z głupimi warkoczykami.
Dopiero interwencja mojego dwa lata starszego brata coś dała.
Szkoły podstawowej nie wspominam zbyt dobrze, bo mimo iż na przełomie drugiej i trzeciej klasy zdiagnozowano u mnie jakieś zaburzenie hormonalne które powodowało że szybciej przybierałam na wadzę a wolniej rosłam, ja nadal miałam żal do tych ludzi.
Jakiś dłuższy czas przyjmowałam leki które ponoć wyrównały moją gospodarkę hormonalną i dzięki nim powoli doszłam do zdrowej budowy ciała.
Tak naprawdę w jakimś stopniu przekonałam się do kolegów i koleżanek z klasy dopiero w siódmej klasie.
A mimo iż w liceum zdobyłam wielu "znajomych" to do czasów Rosie nadal trzymałam się na uboczu i raczej nie nawiązywałam głębszych relacji.
Wracając bezsilność była mi znana aż za bardzo ale poczucie bycia kimś bezużytecznym poznałam dopiero w ostatnim czasie.
Po tym jak Ian oznajmił mi że nie mogę jechać na wyścig w środku ogarnęła mnie histeria, tak strasznie się bałam utraty mojej jedynej przyjaciółki że byłabym w stanie oddać dosłownie wszystko aby móc tam być i chociażby ją zobaczyć.
Czułam się jak beznadziejna przyjaciółka, jakbym była niewystarczająca. Pierwszy raz w życiu odważyłam się znaleźć sobie przyjaciółkę a nie mogę nawet o nią zawalczyć!
Nie jestem z siebie dumna ale po tym jak brat powiedział ze zostaje i nie ma innej opcji dosłownie się na niego rzuciłam, podeszłam do niego na odległość kilku marnych kroków i zaczęłam krzyczeć że nie może mi zabronić że musi mi pozwolić chociażby się upewnić ze wszystko będzie dobrze.
Bo kurde to ten sam brat który jeszcze kilka miesięcy temu tłumaczył mi ze jestem księżniczką Mafii teraz twierdzi że świat w którym ponoć się urodziłam nie jest dla mnie!
Naprawdę nie rozumiem, to w końcu mam być w tej głupiej Mafii czy nie?
On i ojciec non stop dają mi sprzeczne znaki, raz każą się wziąć w garść i pogodzić z tym kim jestem a później mówią że mam siedzieć ja piesek w domu i czekać na swojego pana który wróci by mnie pochwalić?
Tym bardziej że chodzi o Rosie, która jest nie tylko jego "kimś więcej" ale też moją przyjaciółką!
I może zabrzmi to dziecinnie ale jestem zazdrosna, o to że Ian może tam iść i pomóc a ja mam siedzieć w domu.
I w taki oto sposób siedzę w zamkniętym pokoju już od prawie czterech godzin. Ian jedynie przyniósł mi jedzenie po czym zniknął i jak go nie było tak go nie ma.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
Roman d'amourDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...