~65~To świat przepełniony bolesną i krwawiącą prawdą.

211 14 31
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Iana)

/Pokój Iana, czwartek, około 10/

Siedziałem na parapecie już czwartą godzinę i tak naprawdę sam nie wiedziałem czego szukam w widoku za oknem.

Dzisiejsza noc była chyba najgorszą jaką przeżyłem od lat i mam to na myśli biorąc pod uwagę wszystkie te noce w których zamiast spać jeździłem na akcje lub kiedy nie mogłem zasnąć bo leżałem w łóżku połamany i poobijany.

Zdążyłem się już przyzwyczaić do tego że obok mnie w łóżku śpi Rosie, przywiązałem się do niej do tego stopnia iż każda minuta bez niej przyprawiała mnie o coraz straszniejsze uczucie niepokoju.

Kilka ostatnich dni wyglądało w ten sposób że największa odległość jaka nas dzieliła to drzwi łazienki. Uzależniłem się od tej dziewczyny i jej obecności a teraz kiedy mi ją zabrano czuje się jak nie ja.

Jestem cholernie zagubiony i nie potrafię się skupić na niczym z kolei kiedy w końcu uda mi się choć na chwilę zająć czymś głowę niemalże od razu pojawia mi się w niej chęć poszukania mojej brunetki.

Mimowolnie zaczynam się rozglądać po pokoju i wchodzić do łazienki by sprawdzić czy może jej tam nie ma. Kilka razy zdarzyło mi się nawet być o krok od krzyknięcia jej imienia w nadziei iż usłyszy i odpowie.

A smutek i zawód kiedy docierało do mnie że jej nie ma za każdym razem bolał mnie tak samo.

 Po prostu nie potrafiłem się odnaleźć bez niej.

W końcu jednak podnoszę się z miejsca które zajmowałem od bitych czterech godzin i nawet nie kłopocząc się zakładaniem koszulki w samych dresach schodzę do kuchni.

Podstawiam jeden z ulubionych kubków pod ekspres do kawy i włączam program.

Siadam na stołku barowym przy wyspie kuchennej i czekam patrząc się tępo w ścianę.

Jednak nim zdążę na dobre zatopić się w swoich własnych myślach po korytarzu echem roznoszą się głośne kroki a dokładnie w momencie w którym unoszę głowę do kuchni wchodzi mój ojciec. 

Ubrany w idealnie skrojone czarne garniturowe spodnie, ręcznie zdobiony pasek ze złotą klamrą, mlecznobiałą koszulę której dwa pierwsze guziki przy szyi są rozpięte i idealnie wypolerowane eleganckie buty.

No tak dzisiaj przyjeżdżają Platyny.

-Jak się czujesz synu? -pyta mężczyzna patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

-Źle. -odpowiadam szczerze. -Cały czas mi jej brakuje, dosłownie co chwila zaczynam jej szukać w pobliżu i dopiero po chwili orientuje się ze jej nie znajdę.

-Nie martw się. -klepie mnie po plecach. -Znajdziemy ją a oni pożałują.

Pociesza mnie a chwilę później ekspres pika informując mnie o tym że moja kawa jest gotowa.

Wstaje i zabieram swój napój po czym ponownie siadam na swoim miejscu.

-O której będą Platyny? -pytam ojca.

-Mają być o dwunastej, ubierz się proszę i staraj stwarzać pozory. To że są naszą rodziną i wspólnikami nie znaczy że mogą oglądać nasze słabości.

Daje mi dobrą radę którą tak naprawdę słyszałem już kilkanaście razy. Nigdy nie okazuj słabości, nawet przed wspólnikami.

-Dobrze zaraz pójdę doprowadzić się do jakiegokolwiek stanu. -odpowiadam i spokojnie piję kawę.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz