Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
(Perspektywa Mayi)
/Sobota, 2 nad ranem, pokój dziewczyny/
Nie spałam, owszem wręcz modliłam się o sen ale nie potrafiłam zasnąć. W mojej głowie roiło się od myśli dosłownie było tam tłoczno jak w ulu a ja niemalże mogłam usłyszeć jak te pszczółki bzyczą.
Cały czas miałam przed oczami to w jakim stanie była brunetka, bo zdecydowanie nie było z nią dobrze. Wpadła w coś na kształt histerii, wybuchła a jej własna psychika popchnęła ją na skraj klifu. Brat dostatecznie uświadomił mi że w momencie w którym uderzyła Lito w twarz zrobiła ten jeden krok który sprawił że spadła wprost w przepaść.
Martwiło i niepokoiło mnie to co powiedział jej przybrany brat, chociaż może te słowa były zbyt małej wagi ja byłam wręcz przerażona.
W pewnym momencie po pustym domu echem rozniósł się trzask drzwi, czyżbym nie usłyszała silnika w samochodzie brata?
Momentalnie podniosłam się do siadu chcąc wsłuchać się w odgłosy które powodowała osoba na dole.
Kroki coraz bardziej zbliżały się w stronę mojego pokoju, słyszałam jak krok po kroku i schodek po schodku czyjeś podeszwy odbijały się od podłogi.
Dobrze że rodzice już dawno spali bo Ian na pewno miałby problemy z powodu późnego powrotu. Chociaż on i tak już miał problemy, chociażby za to że wyszedł bez słowa i w tak kuriozalnym momencie.
Brat zatrzymał się przed moimi drzwiami i mam wrażenie że zarówno ja jak i on niemalże równocześnie zastygliśmy w bezruchu. Ja nawet przestałam oddychać by w razie czego móc usłyszeć szelest wydany podczas jego ewentualnego ruchu.
Podświadomie chciałam wstać z tego łóżka i biegiem ruszyć do drzwi, nie przejmować się tym co wydarzyło się wcześniej po prostu otworzyć te głupie drzwi i rzucić się ukochanemu bratu na szyję.
Bo mimo iż bolało mnie to co zrobił i jak mnie odrzucił to on nadal był moją ostoją, moim bezpieczeństwem i oparciem. Nasza więź nie miała ultimatum była bezwarunkowa bo on od zawsze był i na zawsze będzie.
Jednak on musiał zrozumieć, przemyśleć sobie wszystko i przetrawić.
Zanim moje myśli zatoczyły kółko i wróciłam do punktu wyjścia drzwi mojego pokoju się otworzyły.
Światło które przedostawało się przez niezasłonięte okna oraz to które wydzielało się z małej lampi która stała na stoliku nocnym pozwoliło mi ujrzeć nędzną imitacje mojego brata.
Jego twarz straciła kolory i to nie tylko za sprawą słabego światła, nawet stąd mogłam dostrzec wory pod jego oczami, w dodatku chłopak garbił się mimo iż od najmłodszych lat zawsze musiał trzymać nieskazitelnie prostą postawę.
Bo przecież kto potraktuje poważnie chłopaka który pochyla głowę przed kimś i non stop chodzi zgarbiony?
Ian zdecydowanie w tym momencie był wrakiem człowieka a mnie dosłownie krajało się serce na ten widok.
-Nie śpisz? -zadał najgłupsze możliwe pytanie. -Wiesz widziałem przez szparę pod drzwiami światło i zastanawiałem się czy naprawdę nie śpisz czy może zasnęłaś przy włączonym.
Zrobił krok przekraczając próg i podrapał się po karku.
Starałam się w tym lichym świetle złapać z nim kontakt wzrokowy jednak on nie uniósł swoich oczu by na mnie spojrzeć. Wpatrywał się w moje dłonie które ułożone miałam na udach przykrytych warstwą kołdry.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
Roman d'amourDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...