~44~ Braciszku nie pozwól mnie skrzywdzić...

278 20 13
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

/Około 13:30, dom Rose/

(Perspektywa Emila)

Szczerze mówiąc jestem w ciemnej dupie. Słowa epicko nie stosowne do sytuacji jednak idealnie ją opisujące. Stoję na samym środku pokoju mojej najlepszej przyjaciółki trzymając w dłoni kluczyki do jej samochodu który w niewyjaśniony sposób zniknął z podjazdu, patrząc na jej telefon spoczywający w dłoni starszego Withmora i mając świadomość iż ona sama zniknęła. Dodatkowo młodsza siostra Iana została porwana przez chyba największego psychopatę jaki uczęszcza do naszej szkoły.

A co najgorsze, to ja muszę wymyśleć co z tym zrobić, mój dotychczasowy plan opierał się na tym że to Rosie będzie wiedziała co robić. Ona zawsze wie co zrobić, potrafi sobie radzić w najróżniejszych sytuacjach. Pomaga innym nawet kiedy sama w środku jest kupką popiołu.

Ale teraz jej nie ma. Nie ma mojej Rebeki, która stoi za mną murem gotowa oddać życie żeby mi pomóc. Teraz to ja muszę jej pomóc. Nie tylko jej, muszę pomóc Mayi i Ianowi. Muszę być Rosie, tyle że ja cholera nie jestem Rosie.

Z przemyśleń wybudziło mnie powiadomienie które właśnie przyszło na telefon przyjaciółki, spojrzałem wyczekująco na Iana.

-To wiadomość od jej matki. Mówi że dzisiaj wracają. -stwierdził.

-Znasz jej hasło? -spytałem zdziwiony.

-Nie przeczytałem w powiadomieniu.

Dobra trzeba coś zrobić skoro jej rodzice mają tu wrócić. Do wieczora na pewno nie uda nam się jej znaleźć bo nie mamy zielonego pojęcia co mogło się z nią stać.

-Ian, dzwonisz po jednego ze swoich ludzi i ma tu posprzątać. Niech ogarnie podjazd i zamaskuje ślady na drzwiach. Musimy zostawić kartkę rodzicom że zepsuła telefon i że... Nie wiem... Pojechała z klasą na wycieczkę. -stwierdziłem że jak zacznę od tych w pewnym sensie prostszych spraw to reszta pójdzie łatwiej.

Chłopak kiwnął głową i od razu wyjął własny telefon żeby zadzwonić. Cieszyło mnie że chociaż nie robi problemów. Widać że jest załamany ale jakoś stara się sobie poradzić. Lepiej wydawać mu polecenia żeby się nie nudził bo wtedy przynajmniej nie będzie myślał o tym że Maya prawdopodobnie za kilka godzin trafi do miejsca z którego wyjdzie z ogromną traumą ani o tym że Rebekah przepadła jak kamień w wodę.

Zbiegłem po schodach kreśląc jak najładniej potrafiłem kilkanaście słów na kartce. Może nie zauważą że nie jest to pismo ich córki a może zrzucą to na jej złamaną rękę, wszystko mi jedno byle uwierzyli i w razie czego nie plątali się pod nogami.

Ian dołączył do mnie już po chwili.

-Teraz w tobie nadzieja. Masz jakiegoś zaufanego hackera? Informatyka czy innego komputerowego świra? Może być nawet pracownikiem twojego ojca teraz zależy nam na czasie. 

-Mam. Wiesz gdzie jest klub Blueberry? -spytał.

Pokiwałem jedynie głową i wygrzebując z kieszeni kluczyki do nissana wyszedłem z domu dziewczyny. Chłopak już bez słowa zajął miejsce pasażera, doskonale wiedział że mimo iż ochłonął to nie dam mu prowadzić. Jest spokojny tylko pozornie, działa na autopilocie skupiając się jedynie na dziewczynach.

Prawie pół godziny zajęło nam dotarcie do klubu, godziny szczytu właśnie się zaczynały co wcale nie działało nam na korzyść.

Ian wysiadł pierwszy i niemal od razu ruszył do wnętrza klubu który nawet w dzień i w pełnym słońcu aż raził fioletowym światłem. Nie do końca wiedziałem skąd w takim miejscu miałby się znaleźć hacker a że nie pomyślałem by spytać Iana o to dlaczego akurat tutaj, musiałem się zdać na przyćmiony chęcią ratowania siostry umysł Withmora.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz