~42~ ...Był mi bliższy niż moje własne odbicie w lustrze.

327 19 17
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rose)

/Wtorek około 16/

Kiedy Ian zaparkował mój samochód przed domem nadal czułam się przyjemnie odprężona i zrelaksowana jednak prawdziwy haj już ze mnie zszedł. Byłam zadowolona bo dzień pomijając jedną dość krótką rozmowę telefoniczną przebiegł świetnie, calutki spędziłam z moimi przyjaciółmi i nawet odwiedziłam Samiego. Kupiłam świetny towar od mojego nowego znajomego i zaliczyłam przedni haj w maku. Żyć nie umierać. 

Wręcz tanecznym krokiem wysiadłam z ukochanego samochodu i w podskokach ruszyłam do domu. Na wycieraczce po żadnej stronie drzwi nie znalazłam tak upragnionego skrawka papieru ale nawet to mnie nie zniechęciło, widocznie jeszcze nie przyszedł. 

Rodzice będą dopiero wieczorem więc mam jeszcze kupę czasu by nacieszyć się przyjaciółmi. Ian i Maya pojawili się w domu chwilę później kiedy ja zdążyłam już rozwalić się na kanapie z paczką jakichś chrupek. Smak nie grał tu większej roli bo ja po jaraniu zazwyczaj jem ile wlezie i co będzie pod ręką.

-I co było tak ważnego że musieliśmy wracać? -spytał Ian przysiadając się obok mnie.

Leżałam na kanapie do góry nogami tak że moja głowa zwisała z kanapy a nogi przewieszone były przez jej oparcie. Jedzonko leżało na moim brzuchu a ja sama patrzyłam się z dołu na siedzącego obok chłopaka.

-Jeszcze nie przyszło. -mruknęłam przełykając to co nadal znajdowało się w moich ustach.

-A powiesz nam na co czekamy? -dopytała Maya siadająca po drugiej stronie.

-Na list. -uśmiechnęłam się promieniście.

-I kazałaś nam jechać do domu prawie na złamanie karku po jakiś pieprzony list? -oburzył się trochę Ian.

-To jest list który zadecyduje o życiu i śmierci wielu osób. -stwierdziłam nie owijając w bawełnę wpychając do ust kolejną porcje chrupek.

Podniosłam wzrok i niemalże od razu spotkałam się z przeszywającym spojrzeniem czarnych tęczówek, chyba nie powinnam mówić o śmierci i życiu w stosunku do tej kartki papieru.

-W jakim sensie? Kto miałby zginąć i dlaczego? -zapytał już bez tej nutki rozbawienia jaka towarzyszyła mu wcześniej.

-Jeżeli list nie dojdzie będę musiała zabić kilka osób. -stwierdziłam szczerze i zupełnie poważnie.

Ponownie opuściłam wzrok, nie chciałam patrzeć na twarze moich przyjaciół. Wiedziałam co tam zastanę, z jednej strony strach i przerażenie z drugiej dezaprobatę i osądzający wzrok a z obu niezrozumienie. 

Ale to była prawda, bo może i byłam nie do końca chcianym dzieckiem, może w większości przychodząc na ten świat pokrzyżowałam rodzicom plany i może nadal nie mam z nimi praktycznie żadnej widocznej więzi ale nadal ich kocham. Nadal mają w moim sercu swoje miejsce i nadal będę robiła wszystko żeby byli bezpieczni. Tym bardziej że to ja sama ich na to naraziłam. W sumie to w większości dla nich zrobiłam to wszystko, to dla nich wyszłam z swojej własnej strefy komfortu i podniosłam odbezpieczony pistolet na człowieka. I dla najbliższych jestem w stanie nawet zabić.

-Nie mówisz poważnie prawda? -usłyszałam cichutki głos przyjaciółki.

Moje oczy wręcz automatycznie poleciały na twarz przyjaciółki. Patrzyła na mnie ze strachem w oczach i nie pomyliłam się ani trochę w stwierdzeniu że Maya będzie się bać tego co powiedziałam.

-Mays kochana dobrze wiesz że dla bliskich zrobię wszystko. -powiedziałam patrząc jej prosto w oczy.

-Ale tylko w ostateczności prawda? -zapytała z nadzieją w oczach prawdopodobnie wiedząc że tym całym gadaniem i tak nic by nie zrobiła bo zdania bym nie zmieniła.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz