Epilog

594 15 39
                                    

Epilog kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rosie)

/Trzy i pół roku później./

Wychodząc poza mury domu w którym spędziłam ostatnie ponad trzy lata mojego życia czułam się jak nowo narodzona. Miałam wrażenie że w końcu odżyje a na myśl że nareszcie po takim czasie będę mogła zobaczyć innych ludzi rozpierała mnie energia.

Oczywiście nie miałam nic do trójki lekarzy lub jak ktoś woli terapeutów oraz czterech prywatnych ochroniarzy którzy towarzyszyli mi do tej pory. 

Jednak biorąc pod uwagę że większość czasu i tak spędzałam w ciszy to miałam prawo być już tym znudzona.

Lekarze przychodzili naprzemiennie dzień w dzień a każda z ich wizyt trwała po co najmniej dwie trzy godziny. Kazali mi opowiadać o wszystkich sytuacjach z mojego życia włączając w to najdrobniejsze szczegóły. 

Razem próbowaliśmy przekuwać wszystko co najgorsze w rysunki a nawet ubieraliśmy to w słowa z czego powstawały idiotyczne bajki które także ilustrowaliśmy.

Szczerze mówiąc nie do końca wiem w jaki sposób miało mi to pomóc i jak dokładnie to wszystko działa ale dzięki takim bzdurnym rzeczą pogodziłam się z całym tym bagnem.

Platyny mnie nie odwiedzały, tak naprawdę to nie odwiedzał mnie absolutnie nikt. Rozmawiałam jedynie z lekarzami bo żaden z ochroniarzy nie odezwał się do mnie ani słowem.

Trochę przerażał mnie fakt że trójka zupełnie obcych mi ludzi wiedziała o mnie absolutnie wszystko, cholera ja miałam wrażenie że oni wiedzieli nawet więcej niż ja sama.

Liceum skończyłam w trybie mocno przyspieszonym i już dłuższy czas miałam to za sobą. Dodatkowo teraz studiuję indywidualnie, dwa kierunki ekonomię i zarządzanie.

Co do mojej osoby i tego co dzieje się w mojej głowie to szczerze powiedziawszy nie wierzyłam że im się uda, szczególnie że moje początki w tym miejscu nie należały do najlepszych.

Pierwsze spotkania polegały na tym że ja leżałam zakopana w pościeli a oni produkowali się chcąc nawiązać ze mną chociażby zalążek rozmowy. 

I to wcale nie było tak że nie chciałam rozmawiać, ja po pierwsze nie miałam siły wydobyć z siebie głosu a po drugie bałam się cokolwiek im powiedzieć.

Nie ufałam tutaj nikomu i zdobycie tego zaufania zajęło im naprawdę masę czasu.

Mimowolnie stojąc przed bramą zaczęłam kręcić pierścionkiem na palcu.

Doskonale pamiętałam słowa Iana o tym że jest obietnicą, doskonale pamiętałam też to jak ja obiecałam mu że wrócę.

Tyle że nie byłam pewna czy on nadal będzie na mnie czekał, w końcu kto po ponad trzech latach nadal by pamiętał?

Miałam już prawie dwadzieścia lat a on był trzy lata starszy. Nie byłam już do końca sobą, nie było tamtej Rosie...

Teraz byłam ja... Rosemary Rebekah Miller.

Tęskniłam za Ianem, Mayą i Carterem jak cholera, żałowałam że nie mogłam chociażby do nich zadzwonić. Złożyć życzeń na urodziny spytać co u nich, jak się czują.

Ale lekarze uważali ze jeśli skupię się w pełni na sobie i będę dosłownie odizolowana od reszty świata to efekty leczenia przyjdą szybciej.

Samochód który miał zabrać mnie do domu w końcu podjechał a ja tak jak przyszłam tu wtedy bez niczego tak teraz wychodzę z równie pustymi rękami.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz