~79~ Siedemdziesiąt na trzydzieści.

261 16 128
                                    

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Rosie)

/Posiadłość Withmorów, 15, poniedziałek/

W sumie mimo iż zostałam postawiona przed decyzją dokonaną to zdążyłam się już z tym w pewnym sensie pogodzić.

Owszem nadal nie potrafiłam się tu odnaleźć jednak leżąc na łóżku Iana w pościeli pachnącej nim i ze świadomością ze jakaś część jego garderoby jest teraz zapełniona moimi ubraniami dotarło do mnie ze już naprawdę nie ma odwrotu i zamieszkam na jakiś czas z jego rodziną.

Sam chłopak dał mi czas na zadomowienie się w jego przestrzeni tłumacząc ze on pójdzie do gabinetu ojca sprawdzić jak ten sobie radzi.

Prawdę mówiąc już jakiś czas temu skończyłam robić wszystko co miałam zrobić, kosmetyki ubrania i to co uważał za przydatne czarnowłosy leżało już na swoich nowych miejscach a ja bezczynnie leżałam.

W pewnym momencie drzwi do pokoju się otworzyły a w nich dostrzegłam tą burze czarnych włosów.

-Chcesz jechać ze mną po Mayę? -spytał kiedy uniosłam głowę.

Moje oczy chyba się zaświeciły bo nim zdążyłam podnieść się z materaca ten już się zaśmiał.

-A dasz mi poprowadzić? -spytałam z nadzieją kiedy nakładałam na stopy czarne trampki. -Proszę... -jęknęłam widząc ze nie jest zbyt przekonany co do tego pomysłu.

Spojrzałam w lustro dostrzegając czarne rurki z dziurami na kolanach oraz równie czarną bluzę z białym napisem. Jest dobrze, włosy tez nie wyglądały najgorzej a na makijaż miałam wyjebane.

-Niedawno zrobiłam sobie kolejny zastrzyk, obiecuje ze będę uważać. -złożyłam dłonie jak do modlitwy.

Chłopak ruszył korytarzem a ja grzecznie szłam krok za nim. Po drodze chwyciłam jeszcze ciemne okulary które włożyłam we włosy.

-Co mam zrobić żebyś się zgodził? -spytałam kiedy chłopak szukał odpowiednich kluczyków w szufladzie stojącej przy drzwiach.

Na twarz chłopaka wpłynął cwany uśmieszek a ja nie wiedziałam czy powinnam się z tego cieszyć czy wręcz przeciwnie bać.

Odwrócił się do mnie przodem i chwytając moje biodra przyciągnął mnie do siebie.

-Na pewno będziesz grzeczna? -spytał.

Energicznie pokiwałam głową na tak równocześnie splatając palce na jego karku.

-Rosie dwa dni temu dosłownie umarłaś, naprawdę nawet po czymś takim nie odpuścisz?

Zadał kolejne pytanie tym razem już bardziej zmartwiony.

Uniosłam się na palcach i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.

-On tylko mnie trochę poobijał Ian, lekarze zatamowali krwotok wewnętrzny i wszystko jest już dobrze. Poza tym ja nawet nie czuje żadnego bólu.

Wytłumaczyłam mu szeroko się uśmiechając. Podarowałam mu kolejnego buziaka i odsunęłam się nieznacznie czekając na mam nadzieje zadowalającą mnie odpowiedź.

Wahał się i widziałam to gołym okiem, z jednej strony chciał się zgodzić a z drugiej miał w głowie to wszystko co działo się w sobotę.

-To nie było ani tylko ani trochę Rosie. -stwierdził poważnie.

-No proszę. -naprawdę żałuje teraz ze nie potrafię zrobić tej słodkiej miny szczeniaczka którą serwuje nam Mays kiedy coś chce.

-Dobrze, ale masz jechać ostrożnie i w razie czego od razu się zamieniany. Rozumiesz?

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz