Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
Perspektywa Rosie)
/Santa Monica, niedziela 8 rano/
Obudziłam się czując dosłownie każdą pieprzoną kość w moim ciele. Praktycznie leżałam na Ianie który w zasnął w pozycji półsiedzącej z nogami na stoliku.
Byłam ściśle objęta przez ramię chłopaka, na mnie natomiast spała Mays. Moje biodro służyło jej za poduszkę a ona sama ułożona była wzdłuż moich nóg tak że te jej delikatnie zwisały poza kanapą.
Co do Cartera to szczerze nie mam pojęcia jakim cudem ta pozycja była jakkolwiek wygodna, chłopak siedział bokiem na fotelu tak że z jednej z jego stron zwisały nogi chłopka ugięte w kolanach a z drugiej jego głowa.
Wczoraj oglądając już drugą część Deadpoola musieliśmy zasnąć w salonie i na nasze nieszczęście żadne z nas się nie obudziło w nocy.
Czułam się jak połamana bo mimo iż miałam pod ręką swój przenośny grzejnik i poduszkę w jednym to spaliśmy w trójkę na dość niewygodnej sofie.
Zaczynało mi się robić naprawdę nie wygodnie a sądząc po tym że mój brzuch zaczynał znowu pobolewać przyszła kolej na następną dawkę leków.
Jakimś cudem udało mi się zdjąć czarnowłosą z mojego biodra i bezpiecznie ułożyć na kanapie jednak problem pojawił się w chwili w której Ian nie był zbyt chętny do puszczenia mojej tali.
-Cholerny siłacz. -szepnęłam sama do siebie usilnie starając się zabrać jego dłoń.
Nie chciałam ich jeszcze budzić bo zegarek wiszący nad telewizorem wskazywał dopiero ósmą rano jednak jeśli chłopak nie zdecyduje się mnie puścić to cholera będę musiała.
Fakt że nasze poranki od jakiegoś czasu co by nie było wyglądały tak samo w pewnym sensie mnie śmieszył. Z drugiej jednak strony bałam się tego że to co miłe i przyjemne może się skończyć równie szybko jak się zaczęło.
Ciekawiło mnie również to jakim cudem ja teraz wstając przed Ianem go nie budzę. Przez ostatni tydzień kiedy to ten wielkolud wstawał przede mną za każdym razem kiedy wychodził z łóżka lub szykował się do nowego dnia ja musiałam się rozbudzić.
On się ubierał a ja zakładałam jedynie bluzę która idealnie komponowała się z dresowymi spodniami i razem schodziliśmy na śniadanie po którym ja wracałam do łóżka dospać dwie godzinki.
Za każdym razem śmiałam się sama z siebie że przy Ianie w koszuli wyglądałam jakbym właśnie obudziła się po grubym melanżu z potężnym kacem i brakiem chęci do życia.
Prawdę mówiąc to ten tydzień u Withmorów naprawdę był dla mnie swego rodzaju obozem przetrwania bo nawet tak mała rzecz jak jedzenie śniadania było dla mnie czymś zupełnie nowym.
Ja do tej pory nie jadałam śniadań a już na pewno nie takich jak oni. Wcześniej nigdy nie zdarzyło mi się przed dziesiątą zjeść talerza jajecznicy, naleśników czy chociażby miski owsianki, u mnie szczytem było jabłko lub jakiś inny owoc.
Niestety w rezydencji owocek wchodził w grę jedynie jako dodatek do śniadań na słodko.
-Ian weź te pieprzone łapska bo obiecuje ci że jeśli nie dotrę na czas do łazienki to ci je cholera odgryzę.
Mówiłam to bardziej do siebie niż do niego mając świadomość że i tak nie usłyszy żadnego z tych słów bo najzwyczajniej w świecie śpi jednak myliłam się.
Kupa mięśni za mną i w pewnym sensie nie ważne jak to zabrzmi ale pode mną zaczęła się lekko trząść ze śmiechu.
Ręce wokół mojej tali delikatnie rozluźniły uścisk, Ian zdjął nogi ze stolika poprawił się na kanapie i z głośnym chrupnięciem się przeciągnął.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
RomanceDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...