Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
/Środa 22, jeden z burdeli w Irvine/
(Perspektywa Cartera)
Jestem dosłownie roztrzęsiony, nie wiem co robić i mam ochotę się wychłostać za to że jestem dopiero w trzecim z klubów spisanych przez Dominika. Większość z nich otwarcie ma dopiero około dwudziestej więc dopiero o tej porze wyruszyłem na poszukiwania, nie przewidziałem jednak iż to pieprzone miasto nigdy nie śpi i właśnie teraz rozpoczynają się jego drugie godziny szczytu.
Top trzy kluby braci Trevor jak na złość są też od siebie w kurwę oddalone a to wcale nie ułatwia sprawy.
Jestem nie miłosiernie wkurwiony i nawet nie kłopocząc się na przywitanie z ludźmi Withmora z impetem wchodzę od zaplecza do kolejnego już dzisiaj domu publicznego.
-Widzieliście młodszego Trevora? -pytam rzeczowo.
-Nie, niestety dojechaliśmy dopiero jakieś dwie godziny temu.
Nie powiem że nie bo aż się we mnie zagotowało. Nie po to Ian dzwonił kilka godzin temu żeby ci mi powiedzieli że dopiero przyjechali nosz kurwa. W dodatku do jednego z wyżej postawionych na liście klubów.
-Jak to kurwa? Co wy zegarki w dupach nosicie? Ile godzin temu dzwonił Withmore?
-Przepraszamy, przyjechaliśmy najszybciej jak się dało ale byliśmy daleko za miastem na polecenie bossa.
-Pierdolić was kurwa, jebane pachoły do niczego się nie nadają. -mówiłem pod nosem idąc korytarzem.
Może gdyby Ian zamiast alkoholizować się w domu też jeździł i sprawdzał co mógł było by szybciej i efektywniej, ale pieprzona główna postać dramatu woli pozostać w roli i w akcie desperacji upijać się w domu.
Jak zwykle kurwa ktoś inny musi wszystko ogarniać. Oczywiście odpowiadało mi to do puki to ja nie zostałem pierdolonym wybrańcem.
Jeżeli Rosie ma tak na co dzień to w życiu nie chce znowu być jej dublerem.
Zapewne przeklinałbym wszystko i wszystkich dalej ale w końcu dotarłem do celu.
Wielkie pomieszczenie śmierdzące tanimi przesadnie aromatycznymi perfumami i pełne ciuchów kosmetyków oraz butów. Babski raj.
-Dzień dobry, przykro mi ale tutaj nie można wchodzić. -słyszę za plecami kobiecy głos.
-Ta, powiedz mi kto tu rządzi. -nawet na nią nie patrzę, wolę poświęcić ten czas na przeczesywanie pomieszczenia wzrokiem z nadzieją że znajdę Mays.
-Tak się składa że ja. -odpowiada pewnie. -Jestem Beatrice i ja tu rządze. -dodaje pewnie.
-Świetnie. -odwracam się i widzę rudowłosą kobietę. -Szukam pewnej dziewczyny. Mniej więcej głowę niższa ode mnie, długie chyba do pasa czarne włosy, piękne stalowe oczy i śliczna buzia, widziałaś ją?
Jej brwi się marszczą i patrzy na mnie podejrzliwie.
-Zależy kto pyta. -odpowiada mierząc mnie wzrokiem.
-Ma na imię Maya, jeżeli ją widziałaś musisz mi powiedzieć rozumiesz? -podchodzę do niej jeszcze bliżej.
-Może i ją kojarzę ale po co chcesz wiedzieć? -wręcz warczy.
-Wiesz kim są Withmorowie? -pytam a na jej twarz od razu wpływa zaskoczenie. -Na pewno znasz się bliżej z Trevorami więc zdajesz sobie sprawę z tego jak ważne są obie te rodziny prawda?
Rudowłosa robi jeden niepewny kroczek w tył a w jej oczach mogę dostrzec powoli malujące się przerażenie.
-Wiem... -wydukała kiwając lekko głową.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
RomanceDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...