~73~ Przetrwa całe zło tego świata dla was.

209 19 139
                                    

*Z góry mówię, mężczyźni w tym rozdziale znowu mogą wydawać się trochę pizdowaci ale ja sama jestem trochę beksą i zdecydowanie za bardzo się wzruszam przez co z tytułu że wszyscy bohaterowie są w jakimś stopniu cząstką mnie oni też tacy bywają. Mam nadzieje że mi to wybaczycie <3*

Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.

(Perspektywa Emila)

/Irvine, 20/

Z Mayą nie było dobrze, nie radziła sobie z tym co działo się wokół i z tym co przeżywała we własnej głowie.

Bała się co w pełni rozumiem bo sam się pewnych rzeczy boję.

Szczerze mówiąc cieszyłem się że zasnęła jeszcze przed połową powrotnej drogi bo ja sam nie wiedziałem już co mam jej mówić. Pocieszanie jest do dupy, nigdy nie działa tak jakbyśmy tego chcieli.

Nie odbiera bólu ani strachu, nie łagodzi ran zadanych ani ciału ani tych wyrytych w psychice.

Tak naprawdę samo w sobie "będzie dobrze" to tylko puste słowa i nigdy nie liczy się samo ich wypowiedzenie. Ważniejsze jest to kto je mówi i jakie ma intencje jednak nawet jeśli usłyszymy je od najbliższych o najczystszym sercu pełnym uczucia to one nic nie naprawią.

To tylko słowa obietnicy które nie mają większego znaczenia puki my nie zaczniemy czegoś robić.

Wyszło więc tak że na posesję Withmorów wjeżdżałem z głową przepełnioną informacjami, Mayą śpiącą na siedzeniu obok i bojąc się o to co spotkało naszą Rosie.

Zaparkowałem na przeciwko bramy garażowej z zawodem stwierdzając że nie ma tu samochodu Iana.

Obszedłem auto i ostrożnie wyciągnąłem Mayę. Trzymając ją w stylu panny młodej ruszyłem w stronę drzwi.

Dokładnie w momencie w którym postawiłem stopę na pierwszym z trzech schodków w progu stanęła pani Anastazja.

-Gdzie wy się do cholery podziewaliście?! -krzyknęła a ja wręcz odruchowo ją uciszyłem.

Spojrzała na mnie z oburzeniem w oczach a ja już wiedziałem ze właśnie straciłem w jej oczach.

-Ona, zasnęła... -powiedziałem cicho na swoją obronę. -Miała naprawdę ciężki dzień. -dodałem.

Jej wzrok momentalnie złagodniał.

Odsunęła się do środka i otworzyła drzwi tak bym mógł przez nie przejść, skierowałem się prosto do pokoju dziewczyny słysząc za sobą kroki jej matki.

Drzwi nadal były otwarte, pani Anastazja odchyliła brzeg kołdry a ja ułożyłem Mays w pościeli przykrywając ją.

Poprawiłem jej włosy na czole i z bladym uśmiechem wyszedłem z pokoju zamykając drzwi.

Pani Anastazja już schodziła po schodach więc ruszyłem za nią, razem znaleźliśmy się w kuchni gdzie mama rodzeństwa zrobiła nam herbatę.

-Odzywali się? -spytałem kobiety siedzącej dokładnie na przeciwko mnie.

Dzielił nas jedynie mały kuchenny stół który miał zaledwie cztery krzesła co w porównaniu z ich jadalnią było naprawdę małą liczbą.

-Nie, Dante obiecał zadzwonić zaraz po, a nie daje znaku życia od ponad dwóch godzin. -potarła dłonią oczy. -Ian również i przysięgam jeżeli żaden z nich się nie odezwie ani nie wejdzie przez te drzwi w ciągu najbliższych czterdziestu pięciu minut to oboje śpią na dworze. 

Nie mogłem się nie zaśmiać, o prostu nie zdołałem tego powstrzymać co poskutkowało tym że kobieta zmierzyła mnie groźnym wzrokiem spod przymrużonych powiek. I szczerze mówiąc gdyby nie blond włosy wyglądałaby dokładnie jak Mays.

Nawet krok może wywołać lawinę. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz