Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
(Perspektywa Rosie)
/Biblioteka, Irvine, wtorek/
Nagle zrobiło mi się duszno, poczułam jakby w jednej chwili cała krew krążąca w moich żyłach nagle zastygła w miejscu.
Dłonie na których opierałam się za plecami zaczęły się trząść a oddech nieznacznie przyspieszył.
On chciał skrzywdzić Julie i zmusić ją by zadzwoniła do Juliusa.
W tej chwili wiedziałam tylko jedno, choćbym miała znowu skończyć w łapach Kalijusza ten chuj nie tknie mojej przyjaciółki. ŻADNEJ.
Niespodziewanie poczułam przypływ siły, podniosłam się na rękach tak ze siedziałam prosto dosłownie twarzą w twarz z Vincentem.
On delikatnie się spiął i spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
Ułożyłam dłonie na jego barkach i z całej siły popchnęłam go do tyłu jednocześnie zeskakując z blatu.
-Nie mam zielonego pojęcia co siedzi w tym twoim zjebanym umyśle i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć ale zakoduj sobie w tym pustym łbie najlepiej drukowanymi literami że TY NIE DODTKNIESZ ŻADNEJ KOBIETY!
Ostatnie słowa praktycznie wykrzyczałam mu w twarz wbijając mu raz za razem palec wskazujący w klatkę piersiową.
-Dobrze ci radzę by taki pomysł więcej nawet nie przeszedł ci przez myśl. Bo uwierz mi to ja z tobą porozmawiam i na groźbach się nie skończy.
Mówiłam to wszystko patrząc na niego z mordem w oczach, traciłam już nad sobą kontrole i wiedziałam ze muszę stad szybko wyjść bo inaczej naprawdę wyciągnę broń w tej pieprzonej bibliotece i przestrzelę mu kutasa.
Rudowłosy chłopak był niemalże oniemiały patrzył na mnie z wzrokiem który był czymś miedzy zdziwieniem, strachem a podziwem.
-Rozumiesz? Czy tłumaczyć dosadniej? -spytałam patrząc mu w oczy wzrokiem który dosłownie mógłby zabić.
Jego oczy zjechały na moje usta kiedy z niewiarygodnym zainteresowaniem przyglądał się jak wypowiadałam każde ze słów tylko po to by chwilę później mógł podnieść swoje niebieskie tęczówki wprost na spotkanie tym moim.
Patrzył na mnie jakby widział mnie pierwszy raz.
Byłam zdeterminowana, wkurzona i choć wcale nie chcę się do tego przyznać wystraszona.
-Odpowiedz słowami. -zażądałam.
Kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
-Rozumiem skarbie. -przejechał językiem po górnej wardze i delikatnie zagryzł dolną. -Lubię kobiety które wiedzą czego chcą i potrafią o tym mówić. -dodał puszczając mi oczko. -A i mimo wszystko radziłbym przyjrzeć się twojemu kochającemu rodzeństwu.
Uśmiechnął się chytrze co tylko podniosło temperaturę mojego ciała, jednak wykorzystując większość mojej silnej woli nie pozwoliłam sobie na wybuch.
-Uwierz mi dowiem się jeśli zbliżysz się do dziewczyny. -warknęłam i ruszyłam przed siebie trącając jego ramię swoim.
Z każdym kolejnym występkiem tego człowieka czułam w jego stosunku coraz to większą odrazę.
Szybkim krokiem ruszyłam do biurka bibliotekarki która jak się okazało już na nas patrzyła, najpewniej robiła to od dłuższego czasu bo wraz z rudowłosym wprowadzaliśmy w tym cichym miejscu niepotrzebny zamęt.
Podeszłam do biurka posyłając kobiecie która mogłaby być moją matką bądź przy naprawdę dobrych wiatrach i babcią wymuszony i słaby uśmieszek.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
عاطفيةDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...