Rozdział kończy się dopiero pogrubionym napisem.
(Perspektywa Rosie)
/Santa Monica, sobota, 14/
Obudziłam się rano czując jak głowa delikatnie mi pulsuje, leżałam na plecach patrząc w biały sufit a Ian wręcz przeciwnie z głową schowana w poduszce oraz z ręką przerzuconą przez moją talię.
Spał na brzuchu i wyglądał przy tym jak takie bezbronne dziecko, zupełnie inaczej niż w dzień kiedy chował się za maską zimnego bossa i odpowiedzialnego mężczyzny który na swoich barkach ma więcej niż jedno istnienie.
Cisza lekko dzwoniła mi w uszach a ja sama miałam ochotę się roześmiać, cholera jakim cudem pieprzone wino spowodowało w mojej głowie większy szum niż wódka spożywana przeze mnie w zdecydowanie za dużych ilościach?
Maya wczoraj wypiła prawie taką samą ilość co ja wiec wcale nie dziwi mnie fakt ze skończyła jak skończyła a ja musiałam pomagać Carterowi doprowadzić ją do porządku.
Niestety nawet moja nieoceniona pomoc nie sprawi ze dzisiaj dziewczyna będzie się czuć dobrze, nie sprawi również żeby wymiociny magicznie zniknęły jej z włosów.
Zaskakującym jest tez fakt ze nawet Iana udało się nam lekko podpić, a niestety chłop ma mocna głowę.
Jak widać alkohol alkoholowi nie równy.
Mimo wszystko po dłuższej chwili wsłuchiwania się w panującą w całym domku ciszę postanawiam wstać i sprawdzić jak trzymają się moi przyjaciele.
Ostrożnie unoszę dłoń czarnowłosego i wyślizguje się z łóżka tak by go nie obudzić.
Czuje jak mój brzuch również zaczyna pulsować z bólu więc chwilowo rezygnując z moich wcześniejszych planów zamiast do pokoju Mays i Cartera przechodzę do wspólnej łazienki gdzie zostawiłam kosmetyczkę.
Łykam dwie dość silne przeciwbólowe tabletki i popijam niewielką ilością wody z kranu.
Zabieram również coś na kaca dla Mays i zahaczając o kuchnię wchodzę do pokoju przyjaciół.
Równocześnie rozpływam się na widok jaki zastaje i współczuje Carterowi.
Mays leży praktycznie na nim ściśle objęta ramionami chłopaka oraz z włosami rozsypanymi wokół. Pod oczami ma ślady po tuszu do rzęs a patrząc na to że pokój pogrążył się w jeszcze większym rozpierdolu niż zastałam go wczoraj Maya musiała się jeszcze budzić w ciągu nocy.
Emil zdecydowanie miał ręce pełne roboty.
Przybliżyłam się do przyjaciół i przysiadłam na łóżku po stronie dziewczyny, delikatnie gładziłam jej ramię cicho szepcząc jej imię tak by nie obudzić Cartera.
-Mays, obudź się proszę. -odgarnęłam jej kilka kosmyków z czoła.
Zmarszczyła lekko nos nadal się nie budząc jednak ja nie zamierzałam się poddać.
Mocniej potrząsnęłam ramieniem dziewczyny.
-Wstawaj śpiochu. -zaśmiałam się.
W końcu powolnie rozchyliła powieki pokazując mi zaczerwienione oczy, już otwierała usta by coś powiedzieć jednak ja przyłożyłam do swoich palec pokazując że ma mówić cicho.
Wskazałam na Cartera który nadal w pewnym sensie robił za jej poduszkę a ona w końcu zrozumiała o co mi chodziło.
-Czemu mnie budzisz? -spytała sennie. -Mam wrażenie że w mojej głowie całe zoo zrobiło sobie wyścigi. -złapała się za głowę.
CZYTASZ
Nawet krok może wywołać lawinę. ✔
RomanceDziewczyna wciśnięta w sam środek Mafijnych porachunków, usilnie próbująca uciec i rozwiązać wszystkie zrzucone na nią problemy. Chłopak, syn bossa stworzony do wielkich rzeczy jednak zamknięty w ramach rutyny. Ona ratuje mu życie i tak zaczyna się...