Czuję się zupełnie jak gówno. Przestałem brać leki i to w ten najgłupszy sposób. Po prostu o nich zapomniałem i nikt mi nie przypominał. A teraz branie ich z dupy bo jakieś miesięcznej/dwu miesięcznej przerwie też nie jest dobrym pomysłem. No cóż nie pozostaje mi nic jak czekać na wizytę u psychiatry i on powie co mam robić. Bez leków czuję się tak samo chujowo jeśli mam być szczery. Nie wiem kiedy mam wizytę i czy w ogóle jestem umówiony. Matka mi mówi o wszystkim w ostatniej chwili. Tak poza tym byłem jakieś 2 tyg temu u dentysty i nie wytrzymałem bólu i muszę iść znowu w grudniu. Boję się jak nie wiem co. Do tego dochodzi lęk, że popsują się też inne zęby. Strasznie mi to zbija nastrój. No i oczywiście też szkoła. No i sam fakt istnienia. Nienawidzę być transem. To jest najgorsze. Powiedziałbym, że nie życzyłbym tego nawet wrogowi, ale ja swoich tak nienawidzę, że chciałbym żeby ich powiesili chujami na żyrandolu. No sorry, ale dla takich ścierw nie mam dobrego serca. Cała rodzina mnie nie akceptuje (znaczy nie wiedzą, ale są homofobami to nie spodziewam się po nich innej reakcji). Strasznie mnie boli brak wsparcia od strony matki. W tym momencie mam ochotę skulić się i poryczeć. Ja nie chcę tak żyć. Każdy dzień to katorga i wcale nie jest lepiej. Fakt, że jestem trans będzie się za mną ciągnął do usranej śmierci. Zawsze i wszędzie każdy będzie musiał wiedzieć. Każdy lekarz, każdy partner. Chciałbym przejść wszystkie operacje i o wszystkim zapomnieć. Żyć jak zwyczajny cis chłopak. Nie musieć nikomu mówić. Nie przechodzić wiecznej dyskryminacji, gróźb śmierci i transfobii. Ja tylko chcę żeby traktowali mnie tak samo jak wtedy gdybym się urodził cis chłopakiem. Mam już tego wszystkiego dość. Już kurwa nie mogę i płaczę w tym momencie. Dlaczego ja muszę przez to wszystko przechodzić? Próbuję udawać głupiego błazna, który nie jest poważny, ma beke ze wszystkiego i niczym się nie przejmuje. Ale to kurwa nie jest prawda. Nieważne ile razy zmuszę się do fałszywego uśmiechu, nie stanie się on prawdziwy. To że na chwilę zapomnę o problemach nie znaczy, że znikną. One już na zawsze zostaną ze mną. Już nawet nie mam czym płakać. Może powiecie, że wcale nie muszę się do wszytskich outować, ale zapominacie, że może za mnie zrobić to ktoś inny. Nie ukryje tranzycji przed całą wsią i to potem może mi się odbić w przyszłości. Powiedzmy, że np wydałbym książkę. Wszystko byłoby super. A tu nagle któraś z tych szmat powiedziałaby wszytskim, że jestem trans. Nikki była tym zastraszana i ja też mogę być. Nie chciałbym, żeby ludzie zmienili zdanie o mnie tylko dlatego, że nie urodziłem się z chujem. A już na pewno nie poradziłbym sobie z hejtem. Dodatkowo jestem Polakiem, więc to już dramat do potęgi. Nawet jeśli zdecyduję się wieść życie jako cis to i tak będę w wiecznym strachu, że w końcu prawda wyjdzie na jaw. Jeśli dotrwałeś do końca tych wypocin to dziękuję. Nie wiem czy chcecie słuchać o tym jak się czuję, bo to sprowadza się do tego samego. Depresja, smutek, pustka.
Lepiej bym tego nie opisał. Zżyłem się z Kurapiką bardzo. Wiem jaki ból on czuje i jak mu jest źle. Powody inne ale uczucia te same. Pomijąc fakt, że z charakteru też mi mnie przypomina. Wpasowuje się to w powiedzenie "Jak trans się utożsamia z jakąś postacią to są to najbardziej ztraumatyzowne postacie". Trochę smutno, ale tak to wygląda na moim przykładzie. Kolejną postacią, z którą się utożsamiam jest Lapis ze Steven Universe. Kolejna chodząca trauma. No cóż to tyle. Nie wiem jak się pożegnać, więc krótkie cześć.
CZYTASZ
Jak to jest być wynaturzeniem czyli dziennik transpłciowego aseksualisty
Non-FictionAseksualiści stanowią 1 procent populacji a transpłciowi mniej niż 1 procent, więc należę do bardzo rzadkiego gatunku