Zniszczony

358 24 6
                                    

Kolejny rozdział tylko o mnie. Z dobrych wiadomości to że zostało mniej niż 200 sni do mojej osiemnastki. Dalej dużo, ale to już mniej niż połowa. No to jak wiecie jutro jesy szkoła. I nie znoszę tego najlepiej. Od razu mamy sprawdzian z fizyki na który nic nie umiem, a po nim sprawdzian z polskiego. Tak na dzień dobry, żeby doszczętnie nas zniszczyć. W obecnej chwili jestem wrakiem człowieka, którym kiedyś byłem. Cały czas jestem przemęczony i nie mam na nic ochoty. Dodatkowo zawsze jestem przygnębiony i nie zdolny do odczuwania radości. Zdalne pomogły mi trochę odratować się psychicznie, ale znowu to nadchodzi. I darujcie sobie pierdolenie, że każdy chodzi do szkoły. Mnie to tylko coraz bardziej niszczy. Nie mam czasu na odpoczynek i zawsze chce mi się spać. Sama ta atmosfera w klasie mnie dołuje. Nie mam nikogo z kim mogę porozmawiać. Siedzę sam i czekam aż to się skończy. Widzę jak inni się bawią, a ja stoję na uboczu. To nie moja grupa. Nie należę do niej. Dodatkowy wieczny stres. A to niezapowiedziana kartkówka, a to pytanie. Samo pisanie sprawdzianu i ściąganie. A nawet to nie gwarantuje zdania. Potem czekanie aż wstawią oceny. Ostatecznie wychodzi, że zawsze jestem zestresowany. Moja terapeutka czy czymkolwiek ona jest wie o tym, ale nie jest w stanie zrobić nic. W końcu każdy musi do szkoły chodzić. Więc ona tylko patrzy jak z tygodnia na tydzień coraz bardziej się staczam. (No akurat ten wolny czas był ratunkiem, ale tylko chwilowym). Wy też nie jesteście w stanie pomóc. Tylko zdalne może mnie uratować, a to raczej nie nastąpi. Wciąż tęsknię za moim przyjacielem, z którym zerwał mi się kontakt i moim chłopakiem. Chciałbym ich zobaczyć albo chociaż nawet porozmawiać. Ale boję się odnowić kontakt. Boję się odrzucenia. W tej chwili jestem sam z moimi problemami. Zresztą nawet jakby ktoś ze mną był to i tak nie jest w stanie pomoć. Próbuję to przetrwać. Teorytycznie zostało 120 dni szkolnych (nie licząc dni wolnych). Z tych pewnych to można odjąć 10 dni ferii. 110 dni. Dalej dużo. Z weekendami wychodzi więcej. 166 dokładnie. No i jeszcze czwarta klasa, która będzie istnym koszmarem. Niby pozbędę się tych bezużytecznych przedmiotów, ale ta matura mnie dojedzie. Ja już mam dość matmy. Tylko patrzę na te zadania i mam ochotę się zawinąć w kłębek i umrzeć. Ale jakoś trzeba to zdać. Poświęcić mnóstwo czasu. Szczególnie ja, który musi poświęcić więcej czasu niż zwykli ludzie. I nie mówcie nic na ten temat. Doskonale widzę jak ciężko mi przyswoić materiał i jak dużo czasu mi z tym schodzi. Standardowo muszę poświęcić tydzień na naukę i to tylko gdy chcę dostać 2. Gdybym chciał lepsze oceny to bym musiał uczyć się nonstop. Wróciłem do Overwatcha i gram te rankedy. Chciałbym wbić tą platynę w końcu, ale boję się stracić złota. Grając w to czuję się jakbym uprawiał hazard. 50 % winrate. Czyli raz przegrywam, raz wygrywam i nic z tego nie ma. Czasem się trafi seria przegranych, a czasem wygranych. Oprócz tego nic pożytecznego nie robię. Skończyłem Kakegurui i mi się podobało. A teraz nie wiem co obejrzeć. I to chyba na tyle z mojego gadania. Trzymajcie się

Jak to jest być wynaturzeniem czyli dziennik transpłciowego aseksualistyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz