Nie będę was trzymać dłużej w niepewności i po prostu powiem. Wczoraj umarł mój dziadek. Nasze relacje nie były złe i widzieliśmy się bardzo często. Mieszkał na tyle blisko, że mogłem tam pójść kiedy chciałem. W dzieciństwie chodziłem tam częściej, ale wraz z wiekiem przestałem. Znaczy dalej tam chodziłem albo on do nas razem z babcią, ale to już nie tak dużo. Nie czuję się nawet smutny i nie uroniłem ani jednej łzy. Źle się z tym czuję, bo raczej tak powinna wyglądać moja reakcja. Chociaż może to się zmieni na pogrzebie. Wtedy już serio dojdzie do mnie, że to koniec, i że już go nigdy więcej nie zobaczę. Odwiedziłem go w szpitalu kilka dni przed śmiercią. Nic zbytnio nie mówiłem, bo było sporo członków rodziny i zresztą nie wiedziałby co mam powiedzieć. Czułem, że jak wtedy nie pójdę go zobaczyć to może umrze bez pożegnania. Na koniec go przytuliłem i to był ostatni raz, kiedy go widziałem. Liczyłem, że jeszcze da radę przeżyć chociaż te 2 miesiące, ale nic z tego. Czuję się jakbyk był złym człowiekiem, bo nie czuję nic. Moje życie jest tak chujowe, że już nawet nie jestem w stanie czuć smutku. Jestem teraz tylko bezkształtną masą, która żyje tylko po to żeby umrzeć i gdzieś tam po cichu liczy na dobre życie jako pełnoprawny mężczyzna. Czy ja serio już utraciłem swoje społeczeństwo? Swoje emocje i ludzką wrażliwość? Oczywiście nikomu nie mogę o tym powiedzieć, bo wyjdę na nieczułego chuja. Moja mama to by się chyba popłakała, bo to w końcu jej ojciec. Przynajmniej mam ten dziennik, w którym mogę się wyżalić. Nie będę tutaj aż tak krytycznie oceniany. Czekam na jakieś komy...
CZYTASZ
Jak to jest być wynaturzeniem czyli dziennik transpłciowego aseksualisty
Non-FictionAseksualiści stanowią 1 procent populacji a transpłciowi mniej niż 1 procent, więc należę do bardzo rzadkiego gatunku