No cóż już każdemu dawno skończyły się ferie i znowu przyszedł czas na szkołę. Pozwolicie, że zachowam dla siebie kiedy ja je miałem.
Już od początku występuje bombardowanie sprawdzanami. Wszyscy moi znajomi z liceum mają tak napakowany plan, że praktycznie codziennie jest kartkówka/sprawdzian. Jest fizycznie niemożliwe nauczenie się na wszystko. No i w tym momencie wchodzi kombinatorstwo i ściąganie. Jak u nas pani wyszła podczas sprawdzianu to centralnie każdy wyciągnął telefon i rżnął z neta. Typo co ze mną siedział chował sobie telefon w rękawie. Nie wiem jaki jest sens robienia tyle tego skoro wiadomo jak to się kończy. No i to tyle jeśli chodzi o sprawdziany.
Już mam tego wszystkiego dość. Jestem tak bardzo zmęczony psychicznie i fizycznie. Już nawet nie odzywam się do tych ludzi. Siedzę sam w słuchawkach żeby mnie nie zaczepiali. Kiedyś jeszcze próbowałem się odzywać i nawiązywać relację, ale już mam wyjebane na tych ludzi. Tak naprawdę oni mają mnie gdzieś, więc ja się nie będę z nimi na siłę zadawał. Jedyne co robię to piszę z dwoma typkami z klasy. To też będzie znajomość, która się skończy po zakończeniu szkoły. Nie będę jakoś rozpaczał z tego powodu. Dalej tęsknię za moim przyjacielem i chciałbym znowu z nim pogadać, ale boję się, że każe mi spierdalać. Więc tylko czekam jak ten debil aż się odezwie... Chłopak dalej się do mnie nie odzywa i nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Też za nim tęsknię. W tym momencie nie mam nikogo i bardzo mnie to boli. A nie za bardzo jestem otwarty na nowe znajomości. Potrzebuję naprawdę dużo czasu by polubić i zaufać drugiej osobie.
Ten paragraf będzie krótki. Nienawidzę jak nauczyciel mnie pyta. Szczególnie z ławki. Wszyscy drą ryja i ciężko się przebić. A ja nie mam siły się drzeć. Już sam fakt mówienia publicznie mnie stresuje. Mówię dość cicho i trudno mnie zrozumieć z daleka.
Mój ojciec jak zwykle musi mi zepsuć humor. Jestem zmuszony słuchać jego kazania o tym jak to on ma trudno w życiu, a ja jak łatwo. "Szkoła to twój jedyny obowiązek". No super. A twój to chodzenie do pracy. Nie ma to jak deskredytować problemy innych przez ich wiek. Mam tak kurwa trudno w życiu jak on nigdy nie będzie miał. Cis hetero mężczyzna, którego stać na dobry dom i nie ma większych problemów, narzekający na swoją pracę. A ja muszę walczyć by być sobą. Codziennie wysłuchiwać po pare razy rzeczy które mnie ranią np deadname czy zwroty typu córka. Nie ma nikogo kto, by mi pomógł. Rodzice robią tylko, że jest jeszcze gorzej. Mogliby choć trochę mi ulżyć i sprawić, że będzie lepiej, ale oczywiście nie zrobią tego. A nawet nie proszę o nic wielkiego. Męskie ciuchy i zaimki. Najprostsza rzecz, której nie potrafią zrobić...Już zawsze będę dyskryminowany. Nie wiem co by musiało się stać, by wszyscy ludzie zaczęli akceptować transów. No i oczywiście to nie jedyny z moich problemów. Codziennie przechodzę piekło, a ojciec oczywiście będzie pierdolił jaka to szkoła jest cudowna i nie mam innych problemów. Ciekawi mnie jakby się czuł na moim miejscu.
No to chyba tyle z tego rodziału. Mam dość wszystkiego i wszystkich. Chciałbym tylko leżeć cały dzień na łóżku w samotności. Może chociaż u was jest lepiej...
CZYTASZ
Jak to jest być wynaturzeniem czyli dziennik transpłciowego aseksualisty
Non-FictionAseksualiści stanowią 1 procent populacji a transpłciowi mniej niż 1 procent, więc należę do bardzo rzadkiego gatunku