♪ novo amor - anchor
Jeden z wielu jego bazgrołów zostaje pod ścianą, Chloe wymyka się po angielsku, Nina tkwi bez życia w tym samym miejscu, on zaś postępuje kilka kroków do przodu. Idzie wolno, tym swoim nazbyt lekkim, niespokojnym krokiem a zamiast twarzy ma ściągnięty wyjaskrawiony bólem pozór. Ze zdumieniem taksuje jej ubiór. Za oknem śnieg z domieszką deszczu, a ona znów ma na sobie Paryż. Jakby wychwytując tę z trudem wyczuwalną w atmosferze przyganę, dziewczyna szczelniej otula się kurtką. Przeraża ją jego nowy wizerunek, przeraża to, co uświadamia jej widok stłamszonego Warda.
Co rusz poprawia płowe, przydługie kosmyki, które nieposłusznie wpadają mu do oczu. Wreszcie, wytwornym i nieco na wyrost gestem odrzuca je na bok i krzyżuje ramiona. Przystaje i zaszczyca ją pełnym pogardy spojrzeniem. Nina z niezadowoleniem unosi brew i je odwzajemnia. Ward wykonuje jakiś kuriozalny, groteskowy ruch i zdejmuje czarny prochowiec. Rzuca go na oparcie krzesła. Nie trafia. Niewielka strata. Okrycie ląduje na podłodze. Nikt nie kwapi się do jego podnoszenia.
Coś do niej dociera. To właśnie w nim pokochała. Tę intrygującą inność. Przesadną ekscentryczność i stanowczość. Dosadność i krytyczność. Dorosłość. O całe dwa lata starszy Ward zawsze stanowił ciekawą alternatywę dla narwanego, ale ugrzecznionego i uroczego Adriena. Obiecał dać wszystko, ale nie dał nic, no może poza całą tą apodyktyczną i praktyczną miłością, którą ponoć od zawsze ją darzył.
Benjamin bez ceregieli przerywa tę bezsensowną gonitwę myśli. Dosiada się do niej i rzuca okiem na porzucone przez Chloe czasopismo. Z satysfakcją pociąga nosem. Zwietrzała gorzelnia. Nie, żeby się nie spodziewał. Przebywanie Welch w towarzystwie tamtej zepsutej do cna dwójki nie pozostawia jego myślom dużego pola wyobraźni
Stara się ignorować pozostałe, dobrze mu znane, unoszące się w powietrzu nuty. Tytoń, paczula, olejek ambretowy, piżmo. Wanilia. Niemal czuje jak krew pulsuje mu w żyłach i uderza do głowy. Opanowuje się jednak i zerka na nią ukradkiem.
– Wiesz, jakoś inaczej wyobrażałem sobie nasz mały upadek.
Welch wbija w niego krytyczne spojrzenie i szepcze, przedrzeźniając jego nazbyt rozdmuchany akcent:
– Upadek.
Benjamin uśmiecha się tak radośnie i naturalnie, jakby jej irytacja sprawiała mu niewyobrażalną frajdę.
– Tak, upadek. Miał być bardziej dramatyczny i mniej wygodny dla nich wszystkich. Wymarzyłem sobie taki jak u Szekspira. Tragicznie, ale do samego końca. Trochę pokrzyżowałaś mi szyki. Jaka szkoda... – urywa i przekrzywia głowę. Nie trzeba być Bogiem, żeby wiedzieć, na co się zanosi. Brunetka wbija wzrok w sufit. Jest znużona. Milczy jednak, tym samym pozwalając na kolejne wstrząsające i moralizatorskie wystąpienie w jego wykonaniu. Błyskawicznie zaczyna tego żałować – Julio, powiedz, dlaczego zamiast usychać z miłości do mnie, twojego Romea, rzuciłaś mnie dla mego śmiertelnego wroga Parysa? Przykro mi to mówić, ale nasz upadek zamienił się w twój upadek. Jakie to nietuzinkowe. Smutne. Jakie trudne do przełknięcia. Ale dość już tych banałów. Dobrze się bawisz, moja przesiąknięta dymem papierosowym, podłym winem i CK One, którego on nadużywa, dziewczyno? Bo chyba jeszcze mogę cię tak nazywać? Nikt nikomu nie powiedział żegnaj.
Gdyby stać z boku i przysłuchiwać się temu prześmiewczemu monologowi, trudno byłoby się nie uśmiechnąć. Będąc jednak w skórze Niny Welch, która coraz bardziej pogrąża się przed Wardem tym swoim niemym twierdzeniem wypisanym na ustach i łapczywie, jak gąbka, chłonie każde jego beznamiętne spojrzenie, naiwnie doszukując się w nim choćby krzty zrozumienia, łatwiej o czarną rozpacz niż o doskonały humor.
CZYTASZ
Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINA
RomanceNina Welch nigdy nie przegląda się w oczach innych w obawie przed tym, co mogłaby w nich dostrzec. Adrien Levine unika luster - nie potrzebuje ich, bo przecież doskonale wie, z kim na do czynienia. Nieważne, jak mocno by się starała i tak nie wyjd...