Wybory.
Benjamin wybrał Ninę.
Nina wybrała siebie.
A Adrien... on wybrał to, co chciał.
/
♪ green day - oh love
– Mam ci to przeliterować, bezczelny gówniarzu? S p a d a j!
Benjamin Ward przeżywa swoje małe prywatne piekło. Dzisiejsze dziś jest dla niego takim dwa w jednym. Przyprawia o sensacje żołądkowe i zmusza do refleksji. Czaszka pęka mu od nadmiaru wrażeń, wcale nie tych procentowych, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Jest na samym dnie. Od jakichś czterech lat, z krótką przerwą na zaczerpnięcie oddechu.
Zadziera głowę i wlepia swoje podkrążone oczy w agresora. Przeszło dwa metry wzrostu, dziki wzrok i rozwiany włos. Bajecznie. Postanawia się nie zrażać. Dotyka szczęki. Wolałby, żeby została na swoim miejscu. I zostaje. Gorzej z lustrzanką. Kiedy goryl, perfidnie się uśmiechając, bierze zamach i ciska nią w bliżej nieokreśloną dal, Ward wzdycha. Druga w tym miesiącu. Rano znowu sobie obiecał, że rzuci tę robotę w cholerę i znów tego nie zrobił.
Oby tak dalej.
Mężczyzna oddala się, nie szczędząc mu na odchodne kilku miłych słów. Dziwak. Powinien być wdzięczny. Wyświadczy mu przysługę. Uszczęśliwi. Podaruje parę ładnych chwil zainteresowania. Zostanie bożyszczem ludu. Wybrańcem czwartku. I kimkolwiek tam sobie zechce. Niech no tylko znajdzie ten cholerny aparat...
Nie odgraża się. Musi docenić to, że pozwolono mu zostać w jednym kawałku. Trochę wbrew sobie, niby od niechcenia, macha mężczyźnie ręką na pożegnanie, co ten odbiera niemal jak policzek. Odpowiada środkowym palcem. Trochę rozczarowany światem, za to bardzo zadowolony z siebie, Benjamin poprawia wymięty T-shirt, podnosi sponiewieraną torbę i wyrusza na poszukiwania narzędzia zbrodni.
Myślami jest już daleko.
/
Szukał wszędzie. Nawet tam, gdzie nie powinien. U niego. Przyjął go w progu. Nie sam. W doborowym towarzystwie. W prawej dłoni butelka czegoś mocniejszego, za plecami mały tłum londyńskiej burżuazji, a gdzieś w oddali miarowe walenie w bębny. Na jego nieźle wyrzeźbionym ciele powiewa rozchełstana koszula. Pod nią zaś... nowy bohomaz. Tym razem w miejscu, gdzie kończy się pasek od spodni, a zaczyna... zaczyna coś innego.
Benjamin mocniej wytęża wzrok. Kilka literek. Czysty starogrecki. Coś takiego... Przenosi spojrzenie na jego twarz. Wykończony? A gdzieżby tam! Delikatne sponiewieranie zdradza jedynie trzydniowy zarost. Jest niczym sam Bóg. Nieśmiertelny i niezniszczalny. Wolny i prawdziwy. Oddany sobie samemu. Zatracony. Benjamin Ward nigdy taki nie będzie. Z irytacją kręci głową. Zostanie sobą.
Pieprzony hedonista.
Jest i ona. Absorbująca bestia. Pojawia się nagle i znikąd. Na jej widok Benji zapomina języka w gębie i traci orientację. Baby face, długie smukłe nogi i gęste, kręcone włosy opadające na odsłonięte mlecznobiałe ramiona... Wcale nie odsłonięte. Nagie. Niewiasta ma na sobie jedynie krótkie obszarpane dżinsowe spodenki i kusy top. Wisi na ramieniu, będącego w stanie lekkiego upojenia alkoholowego, Adriena. Nucąc pod nosem podśpiewuje friday i'm in love*. Na dźwięk jej głosu Benjamin czerwienieje, na co Levine zerkając na niego z ukosa uśmiecha się jeszcze szerzej. Podejrzanie przytomnie. Benji znów przenosi spojrzenie na dziewczynę. Zostaje odwzajemnione. Taka urocza i elektryzująca w tej swojej młodzieńczej naiwności...
CZYTASZ
Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINA
RomanceNina Welch nigdy nie przegląda się w oczach innych w obawie przed tym, co mogłaby w nich dostrzec. Adrien Levine unika luster - nie potrzebuje ich, bo przecież doskonale wie, z kim na do czynienia. Nieważne, jak mocno by się starała i tak nie wyjd...