#25 kochaj tych, którzy na to zasłużyli

48 9 32
                                    

♪ the zolas - cultured man

RETROSPEKCJA

Wczesny Modernizm po prawej. Bardzo uduchowiony. Bardziej nawet niż sam jego właściciel. Rozeźlony demon rozrywa na strzępy młodą, piękną niewiastę. W tle sąd ostateczny. A na dokładkę czający się w samym rogu najzwyklejszy w świecie mruczek. I Voila. Pięknie. Wariacja na temat sądu ostatecznego z kotem w tle. Ward z odrazą odwraca wzrok. Po lewej wcale nie lepiej. Żeby nie powiedzieć gorzej. Również Modernizm. Dla odmiany późny. O niebo mniej pomysłowy. Bóg, który umarł. Iście nietzscheański wytwór. Czarna plama zalewa całe płótno. Stwarza wrażenie, jakby zaraz miała zamiar wypełznąć daleko poza granice obrazu. Szambo, nie sztuka. Potworność. Benjamin ściąga usta w niezadowoleniu. Gdyby miał tyle pieniędzy, co Pan tego domu, zamiast masakrować zmysł estetyczny swoich gości, po prostu odpowiednio by je wydał.

Zadziera głowę i wbija wzrok w sufit. Dość ma tych gównianych obrazków. Dość panującej wewnątrz duchoty. Robi to, za co wcześniej zbeształ Ninę. Odpina jeden guzik. Minimalnie poluźnia kołnierzyk koszuli. W międzyczasie jego spojrzenie wyławia sekretarzyk. Swoją drogą, bardzo gustowny. W jego głowie zaczyna kiełkować szatański pomysł. Unosi brew. Nie mija nawet minuta. Już stoi naprzeciwko niego z bezwolnie wyciągniętą dłonią. Chwilę później jego palce z przyjemnością błądzą po starym, ale gładkim i błyszczącym, pociągniętym bejcą drewnie. Oczy godne najwytrawniejszego estety wpatrują się z nabożną czcią w każde najmniejsze zadrapanie. Te zadrapania są ważne. Bo rozwiewają wątpliwości. No i są jedyną rzeczą, która ożywia to miejsce. Rzeczą, która pozwala uwierzyć, że to nie żaden pieprzony zamek duchów, a najzwyklejszy w świecie dom, w którym wcale nie dzieją się dziwne rzeczy a czas płynie tak, jak powinien.

Mógłby sobie zadać pytanie: i kogo ty okłamujesz, Benjamin? ale dochodzi do wniosku, że pytania rozsądniej zostawić na deser. Teraz i tak nie ma do nich głowy. Z bardzo (na pozór) błahego powodu. Mosiądzowe starannie wypolerowane uchwyty przykuwają do siebie jego wzrok na amen. Jest zachwycony tym, co widzi. Znów wyłazi z niego esteta zakochany w niewartych złamanego grosza przedmiotach. Wzdycha. Sam chętnie kupiłby kiedyś takie cacko. Gdyby, rzecz jasna, miał za co.

Mimowolnie zaciska palce na uchwytach. Robi to tak mocno, że aż bieleją mu kostki. Ogarnia go nieuzasadniony niepokój. Niepokój ciągnie za sobą jakiś zbłądzony wyrzut sumienia. W ilości sztuk jeden. Jak to? Przecież nie planuje niczego niewłaściwego. Bo czy niewłaściwym można nazwać odkrycie kilku słabych punktów swojego przeciwnika? Oczywiście, że nie. Wzrusza ramionami i jednym ruchem, bardzo niekonsekwentnie, bo zaledwie do połowy, odsuwa szufladę. Pierwszym, co widzi jest pióro wieczne. Złote, ozdobione jakąś łacińską inskrypcją. Dalej. Duży granatowy terminarz. Po prawej naboje. Naboje. Zaraz... naboje? Nie takie tam do pióra wiecznego. Co to, to nie. Strzelnicze. W sam raz do Beretty 77. Wardowi cierpnie skóra. Błyskawicznie karci się w myślach. Obojętnie wzrusza ramionami. To nic wielkiego, a w każdym razie nic, czym należałoby się przejmować. To tylko atrybuty typowego, nowobogackiego i aroganckiego biznesmena. Niedorzecznością byłoby dopisywać do czyjegoś konta przewinienia, tam gdzie ich nie ma.

Ojciec Niny nie może być żadnym gangsterem.

Marszczy czoło. Kiedy dostrzega coś jeszcze, ostatecznie porzuca obawy. Przeminęło z wiatrem. Że co proszę? To dodaje mu kruchej otuchy. No i wiary. Że może jednak ma do czynienia z człowiekiem. Pokrzepiony wysuwa całą szufladę. Natychmiast wpada mu w oko wciśnięta w sam jej kąt duża szara koperta. Bardzo obiecująca. Zaczyna niepewnie przestępować z nogi na nogę. Ciekawość jest mu u nich kulą. Może to znak, że już nadszedł czas, żeby jej się pozbyć? Może to już pora na iście bohaterski występek przeciwko wszechwładnemu Walterowi Welchowi? Będąc tego pewnym, bez zastanowienia bierze w dwa palce kopertę, robi to z takim wahaniem i obrzydzeniem, jakby zamiast niej trzymał w nich szczura. Powoli i dokładnie zaczyna rozrywać jeden z jej rogów. To na nic. Zdradliwy odgłos dartego papieru i tak przyprawia go o szybsze bicie serca i bezzasadny strach. Jest fatalnym konspiratorem. Ale nie jakimś tam tchórzem. Jeszcze czego. Skoro zabrnęło się już tak daleko, trzeba brnąć dalej.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz