♪ elton john – mona lisas and mad haters
Kiedy chłopak o nieufnym spojrzeniu decyduje się zapukać do nie swoich drzwi, zegar wybija godzinę ósmą. Każdy nerw w jego ciele mówi mu, że będzie tego słono żałował. Bo, on, Olivier Welch, jak przystało na najbardziej żałosnego mieszkańca tego miasta, znów popełnił małe faux paus - zawodowo wypełnił niedającą się niczym wypełnić jedną z wielu rynkowych luk. Został ekspertem. Takim od żałowania i biadolenia. Podobnym Wardowi, chłopcem do bicia, którego przeznaczeniem jest stąpanie na oślep po cienkim lodzie, a ten lód, wcześniej niż później, załamie się po tym nieznośnym ciężarem melancholii.
Możliwie szybko i bardzo dotkliwie.
Welch na samą myśl o tym zmusza się do zachowawczego grymasu. Ale grymas, na pewno nie stanie się tym, co sprawi, że palce młodzieńca będą drżeć choćby odrobinę mniej. Nie uchroni też boleśnie wyschniętych warg od umoralniającej mowy. A już na pewno nie zrobi na nikim pożądanego wrażenia. Za to, przyklejony do jego wychudzonych policzków, zdradzi każdą głęboko skrywaną emocję.
Roztargniony Olivier dotyka dłonią czoła. Kropelki potu przyklejają się do jego palców. Niewiele myśląc, wyciera je o bluzę. Robi to tak pospiesznie i z takim obrzydzeniem, jakby właśnie zmywał z siebie brud. Nie jakiś tam pospolity brud! Cały brud tego świata. Całe zło. Tak jest! Gorąco wierzy, że wraz z nim pozbywa się niewyobrażalnego balastu, który przyszło mu dźwigać na swoich chudych, nastoletnich barkach.
Tknięty dziwnym przeczuciem, odwraca się. Mruży oczy. A potem, skonsternowany, cofa aż pod same drzwi. Żeby to chociaż była jakaś nowość! Jakiś element zaskoczenia. Miła niespodzianka? Ależ nie. Gdzieżby tam. Czas dorosnąć, Olivier. Próżno dłużej zaprzeczać, że ulotny czas przyjemnych błahostek przeminął, zostawiając za sobą zgliszcza upiornej rzeczywistości.
Welch z tą samą trwogą i ociągnięciem, co zwykle, podnosi wzrok. Czas się z tym zmierzyć. Bo kto, jak nie on, da temu radę?
Nieopodal, na oszronionym trawniku, siedzi ona. Jego kołysanka na dobranoc. Nikomu niepotrzebny promyk słońca przebijający przez chmury. Podła fatamorgana. Albo jakaś inna Cholera. Tak, Cholera brzmi CHOLERNIE dobrze. Zwłaszcza, że pomysły co do tego, jak powinien ją nazywać wyczerpały mu się całe wieki temu. I to wcale nie z powodu jej powierzchowności. Raczej z powodu jej pospolitości.
Jasne loki opadają na jej chorobliwie szczupłe, kredowobiałe ramiona, okalając przy okazji zaróżowioną buzię. Niebieska, tiulowa sukienka irytuje swoją perfekcją i infantylnością, a białe pokryte szronem lakierki sprawiają, że już na sam widok (nie)znajomej przebiega mu po plecach dreszcz zimna.
Olivier ma ochotę podejść bliżej, zupełnie bezinteresownie zdjąć swoją bluzę i zarzucić ją na jej ramiona. A wszystko to z jednego tylko powodu: dziewczyna sprawia wrażenie czegoś tak kruchego, że właściwie w każdej chwili może się rozsypać i pociągnąć cały świat za sobą. Cały jego świat.
W oczach chłopaka blondynka uchodzi za absolutnie niewinną aż do momentu, w którym zdecyduje się podnieść wzrok i spojrzeć mu prosto w oczy. Zagnieceniom początek dają one. Smoliście czarne, otoczone siateczką, oszronionych dziś, niegdyś być może, kruczoczarnych rzęs.
Nie potrzeba wiele, żeby w głowie młodzieńca zakiełkowała najbardziej absurdalna myśl tego poranka. Skończy dokładnie tak, jak ona. Jak panna Joyce. Jenny Joyce. Dziewczyna, która podobno uciekła z miasta. Ale tylko on jeden wie, że wcale nie uciekła, a... dostała bilet. W jedną stronę.
CZYTASZ
Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINA
RomanceNina Welch nigdy nie przegląda się w oczach innych w obawie przed tym, co mogłaby w nich dostrzec. Adrien Levine unika luster - nie potrzebuje ich, bo przecież doskonale wie, z kim na do czynienia. Nieważne, jak mocno by się starała i tak nie wyjd...