#49 czy będzie żałować?

30 6 36
                                    

♪ sleepstar - details


Wspomnienia.

Mróz szczypiący w policzki. Ulotki wirujące na wietrze. Dotyk palców na oszronionej szybie. Jej przepraszający wzrok. Dotyk. Strumień ciepła przeszywający ciało. Nieoczekiwany, niepotrzebny. Tak bardzo wytęskniony. Czy kiedykolwiek przyjdzie mu zwątpić? W to, że są sobie przeznaczeni? W to, że mogliby zbudować małe – wielkie coś na zgliszczach przeszłości? W to, że Adrien Levine stanowi ledwie przeszkodę, przejściowy etap na drodze do ich szczęścia?

Odruchowo chwyta się oparcia krzesła. Jest ślepy na napięcie rysujące się na pucołowatej, rumianej buźce niezatapialnej Chloe. I głuchy na przyspieszony oddech młodego Welcha. Bo znowu jest tym samym chłopakiem, co kiedyś, biedakiem z wielkiego miasta, bez pamięci zakochanym w latach osiemdziesiątych, którego bez reszty pochłaniają sztuka piękna, oraz najbardziej zawodna dziewczyna na świecie. To przeświadczenie równie naturalne, co świadomość nieuchronności tego, co prędzej czy później nastąpi.

Odkupienia.

Ściąga brwi i wbija nieobecny wzrok w drewno. W tej jednej, krótkiej chwili stanowią jedność. Obu im daleko do doskonałości. Czas zrobił swoje. Tu i ówdzie wystają zdradliwie drzazgi, lakier zdążył odprysnąć wieki temu, na domiar złego, konstrukcja złowieszczo trzeszczy.

Lecz to ciężar Benjamina jest tym decydującym.

Trudnym do udźwignięcia.

Czasem nawet dla samego zainteresowanego.

Cała kawiarnia pod nim trzeszczy. Trzeszczą anonimowi amatorzy kawy, trzeszczy nowy absztyfikant blondynki, niejaki Frank, który zamiast wrócić do pracy, za cel swojej godnej politowania egzystencji obrał sobie mordowanie go zaciętym wzrokiem, trzeszczy i Olivier – ten ostatni jednak jakby najmniej – proszę, proszę, kiedy ten dzieciak zdążył tak zhardzieć i stać się panem samego siebie?

Hę?

Kamienne oblicze. Skute lodem oczy. Zwężone źrenice. Ściągnięte w niezadowoleniu wargi. Heroiczna i ostentacyjna odwaga. Oraz ono. Uchwycone kątem oka zdradliwie drgnięcie. Jedno natarczywe spojrzenie Benjamina wystarczy, aby ta świeżo nabyta pewność siebie w mig skurczyła się do nicości.


/


Jest idealnie. Dokładnie tak, jak zwykł to sobie wyobrażać. Ofensywa to najdoskonalsze ze słów. Podobne mu nie istnieje. Benjamin Ward, krok po kroku, z uporem realizuje swój wyśniony scenariusz. Nie chcąc roztkliwiać się nad utraconą przeszłością, niczym wytrawny strateg, jednym przemyślanym gestem rzuca ich na kolana. Bo zamiast wykrzyknąć to, co ma na końcu języka, czyli: Szach mat! Załatwiłem was, robi coś dużo bardziej subtelnego.

Składa im dar. W postaci kolejnego świętoszkowatego uśmiechu. Demonstruje, jak się przeżywa najlepszy miesiąc w życiu. Czuje się niczym nowo narodzony, kiedy targające nim emocje rozrywają go na małe kawałeczki, po to, żeby później wspaniałomyślnie dać mu czas na poskładanie się w całość. Wybuchają znienacka, wybudzają z głębokiego snu, wreszcie blakną. Ale zawsze pozostawiają po sobie jakiś ślad. Mącący mu w głowie i prowokujący do zrywów geniuszu. Pokazujący najtrzeźwiejszą z najtrzeźwiejszych stron życia.

Och, w istocie.

Mógłby dorównać samemu Bogu, gdyby tylko zechciał.

A może już dawno to zrobił?

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz