#37 witaj... nieznajomy

27 6 26
                                    

♪ the national - fake empire


Adrien Levine nie byłby sobą, gdyby dotknięty odkrywczością kolejnego ze swoich zuchwałych pomysłów, nie zatrzymał się w pół kroku. Pomysłu, co najmniej tak samo szalonego, jak on sam. Pomysłu, który robi na złość całemu jego dotychczasowemu światopoglądowi. Pomysłu, który stawia go w jednym szeregu z jakimiś siedmioma miliardami popaprańców. Ale, no właśnie, kim byłby, gdyby, bez uprzedniej refleksji, ot tak, pozwolił mu ulotnić się ze swojej głowy?

Nikim godnym uwagi.

To z pewnością.

Zrób to, Levine, inaczej sen stanie jednym z twoich pobożnych życzeń... A jakiekolwiek błagania pójdą na marne.

Zrób, choćby i za cenę naprawy swojej nadszarpnięcia reputacji.

No już. Na litość Boską. Przestań ironicznie ściągać brwi na widok tego starego kosza na śmieci. Zawinił ci czymś? A ci nieszczęśni przechodnie? Co rusz szturchający cię i mamroczący coś pod nosami?

Dobrze wiesz, że okupowanie chodnika jeszcze nigdy nikomu nie wyszło na dobre.

A to udawanie niezdecydowanego? I z jednym, i z drugiem nie jest ci ani trochę do twarzy. Kiedy indziej rozmieniaj się na drobne.

A dziś... Dziś zrób to, co zamierzałeś od samego początku.

Zamiast uparcie miąć w palcach te potargane papiery, skieruj swoje kroki prosto na w okolice tego pięknego placu, do pewnej kawiarni.

Tak, tak, Levine. Dokładnie tam, gdzie, nie dalej niż pół godziny temu, zostawiłeś ją bez słowa.

Nim się obejrzy, niezgrabna pisanina ląduje poza zasięgiem jego pogmatwanych myśli. W pobliskim koszu na śmieci. Brunet z ukosa, prawie z obrzydzeniem, zerka na niedawną towarzyszkę niedoli. Niepewnie i jakoś tak niechętnie. Ze wstydem niemal.

Nie potrafi dłużej zaprzeczać temu, że jako jedyna jest namacalnym dowodem na to, jak niewiele potrzebował wczoraj do szczęścia. I kolejnym na to, jak mocno zdesperowany musiał być skoro tak uparcie próbował wymazać ją z głowy. Kolejna noc z Rizzo miała był lekarstwem na całe zło tego miasta. Lekarstwem na nią. Okazało się trucizną.

Jakże mógł aż tak się pomylić? Levine uśmiecha się półgębkiem i jawnie wbija wzrok w butelkę. A no także! Błądzić jest rzeczą ludzką. Podobnie, jak do ludzi należy naprawianie swoich głupich błędów. Adrien głośno przełyka ślinę.

Żegnaj, chłopcze o szemranej reputacji!

Witaj... Nieznajomy.

Jego usta wykrzywia dziwny grymas. Ni to niezadowolenia, ni to szyderstwa. Będę tęsknił, stary. Szkło ląduje tam, gdzie papierzyska. Odruchowo zsuwa z ramienia futerał z gitarą. Delikatnie, niemal z czułością, przygładza jego brzegi. Ty też? Absolutnie niepotrzebne wahanie. Naprawdę wiele mógłby w swoim życiu poświęcić, ale nigdy... ją. Gitarze zostaje odpuszczone. Levine'owi jakby mniej.

Na wpół zadowolony z siebie, na wpół przerażony tym, na co zamiaruje się szarpnąć, starannie poprawia kołnierzyk koszuli. Może to zakrawa na nadmierną nonszalancję, ale... trudno. Musi sprawdzić, czy ta nagła zmiana w zachowaniu panny Welch, jest jakąś fatamorganą, czy tylko etylowym szaleństwem.

Jego szaleństwem.

Zrobi to. Wróci tam po to, od czego, nim przerwał im Domenico, dzielił ich ledwie cal. A potem, z pokorą, przyjmie wszystko to, co tak skwapliwie przyszykował dla niego ślepy los. Czyli... drugi policzek w ciągu minionej doby.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz