#54 będę tęsknić

48 7 38
                                    

♪ rhodes - worry


Dwie godziny, pół butelki whisky i kilka przecznic dalej droga wcale nie wydawała się mniej kręta, błąkanie się po mieście rozsądniejsze, a liczenie rozświetlających ciemność nocy latarń mniej szaleńcze.

Nie, kiedy on szedł tuż obok. A raczej wlókł się uwieszony na jego ramieniu. Ciężar. Powód do zażenowania. Albo, jak kto woli, po prostu Olivier Welch. Zwał jak zwał. Obecnie bełkoczący bez ładu i składu, skutecznie zagłuszający (nie) przyjemny szum w jego głowie, absolutnie nie mający nic wspólnego ze słodkością. Być może i jeden z wielu, ale cholernie namacalny. Uśmiechnięty od ucha do ucha, rozgadany jak nigdy i wskazujący mu drogę do domu.

Adrien zaciska zęby i mocniej przygarnia ku sobie słaniającego się na nogach chłopaka. Nie do twarzy mu w roli starszego brata. Dlaczego więc podsunął mu kolejną szklankę po brzegi wypełnioną whisky? Żeby się odegrać za zmarnowany wieczór? Żeby sprawdzić, jak długo zdoła utrzymać się na nogach? Żeby... dać sobie pretekst do zobaczenia jej miny?

Ależ tak!

Mimowolnie zaczyna się rozglądać. Oczywiście, mógłby, jak to on, zostawić go pod pierwszym lepszym drzewem, ale co by powiedziała na to... ona? Czując dziwny ucisk w żołądku, zaciąga się rześkim powietrzem.


Szczęściarz z ciebie, Levine. Wygląda na to, że niebawem otrzymasz niepowtarzalną okazję do wyduszenia z panny N. odpowiedzi na każde z tych pijackich, dręczących cię pytań. Jeszcze chwila. Jeszcze kawałeczek... Już tylko jedna ulica dzieli cię od zdewastowania wszystkiego, na czym kiedykolwiek ci zależało.


/


Nerwowe szarpanie z wieszakiem. Palący pośpiech. Chaotyczne zapełnianie walizki czym popadnie. Nadmierna zaciętość. Kolejna zaciekła próba przemówienia do rozsądku. Jedna z wielu. Najwyraźniej ostatnia. Przypieczętowana głośnym trzaśnięciem drzwi.

Odgłos zamka błyskawicznego. Zwiastujący coś ostatecznego. Głębokie westchnięcie. Jeszcze jeden, niezbyt uważny, rzut oka na miejsce, w którym przyszło jej żyć przez ubiegłe trzy miesiące. Czym dla niej było? Wyjściem awaryjnym? Aktem dobroci Chloe? Domem..? Ze świstem wypuszcza powietrze.

Było niczym.

Czas wracać. Tam, gdzie należy naprawdę. Do Francji. Odruchowo prostuje plecy i przygładza czarną, szytą na miarę sukienkę. Ostatnią kupioną przez Waltera Welcha. Gdyby tylko wiedział... z pewnością byłby z niej dumny. Nina krzywi się z niesmakiem. Poprawka. Będzie dumny. Nie powinna mieć wątpliwości, że ojciec przyjmie ją z otwartymi ramionami. Na wieść o tym, że wrócił jej rozum, znów wyposaży ją w platynowe karty kredytowe, zmusi do powrotu na studia, zatrudni w swojej firmie, być może pozwoli jej żyć własnym życiem. Utopia? Czemu nie? Kiedy jest jedyną, która ma dziś rację bytu?

O niebo spokojniejsza, bez wysiłku przywdziewa na twarz starą, sprawdzoną maskę, a potem odważnie łapie za rączkę walizki. Bycie sobą jeszcze nigdy nie było takie rozczarowujące.


/


Wymykanie się na palcach. Po ciemku. Z towarzyszącą temu obawą. Niczym nieuzasadnioną? Raczej wszystkim. To wyjątkowo passe, ale niesamowicie w jej stylu.

I co z tego?

Ciche skrzypnięcie. Niech ją. Jej wzrok sam wędruje w okolice kuchni. Stoi tam. Milcząca. W powietrzu unosi się zapach dymu papierosowego. Chcąc nie chcąc, z gracją pokonuje ostatni schodek i choć bezzwłocznie zamierzała opuścić dom, z ciężką walizką w ręku zastyga w bezruchu. Jej serce zaczyna bić jak oszalałe. Jeszcze chwila, a wyskoczy z klatki piersiowej.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz