#70 trafiony zatopiony

40 6 45
                                    

♪ the smushing pumpkins - 1979


Suchość w ustach. Nerwowe przestępowanie z nogi na nogę. Łomotanie serca. Miną wieki nim sięgnie po klucz. Drugie tyle zanim wejdzie do środka i zdecyduje się zamknąć za sobą drzwi. Ale z ciebie tchórz, Welch. Czuje się jak ostatnia idiotka, kiedy okazuje się, że zapalenie światła również ją przerasta.

Mieszkanie tonie w ciemnościach. Rozmasowując obolałą rękę, gorączkowo próbuje poukładać myśli. Na próżno. Bo już od progu towarzyszy jej to dziwne uczucie. Spóźniła się? A nawet jeśli, to na co? Jakbyś nie wiedziała. Na miękkich nogach, niczym największa zdrajczyni świata, robi kilka chwiejnych kroków. Staje w progu pokoju. Jego pokoju. Serio? Obezwładniające uczucie ulgi spływa nią nią razem z falą niedowierzania.

Jest pusty.

Upiekło ci się!

Uśmieszek, który w takim momencie nie powinien pojawić się na jej ustach, nieubłagana chęć odłożenia tego na święte nigdy, krok w tył i...

Proszę, proszę... no w końcu.

Ten głos.

Nieoczekiwany.

Tnący niczym nóż.

Żywo zniecierpliwiony.

Pod jego wpływem zagryza usta i przenosi cały ciężar ciała na futrynę. Jest wyczerpana. Wielogodzinnym milczeniem. Rozkładaniem na czynniki pierwsze swojej głupoty. Upijaniem się w towarzystwie nieprzyzwoicie trzeźwej Chloe w jakimś obskurnym barze. 

Utrzymanie równowagi stanowi dla niej nie lada wyzwanie. Gdyby nie futryna, z pewnością leżałaby jak długa. Może być z siebie dumna. Moritz bywa genialna. Nie tylko w (nie)piciu. Dawanie pokręconych rad wychodzi jej lepiej niż cokolwiek innego. I nie sposób się temu dziwić. Rodzeństwo Welchów po raz 578374367 nawaliło. Eureka. Znowu. Dobrze chociaż, że tym razem nie wspólnie.

Potrzask. Błędne koło. Paranoja. Nazwijcie to, jak chcecie. Nina Welch nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że z taką gorliwością przyjdzie jej dziękować za ciemność.

Musimy porozmawiać, Adrien.

Piekące policzki, zaszklone oczy, poczucie winy. Jakie to banalne! Sądziła, że głos odmówi jej posłuszeństwa, albo wyjdzie z tego jakiś bełkot, ale nie. Ała. To nawet urocze, że zamiast skruchy uraczyłaś go kolejną porcją mrozu, na dokładkę robiąc to najczystszej francuszczyźnie. Brawo. Zupełnie, jakbyś to nie ty, a ten nieszczęśnik był wszystkiemu winien.

Cwana bestia.

/

Ciche parsknięcie, wiosenny chłód wypełniający płuca, pierwsza od bardzo dawna paczka czerwonych. Jej wzrok już zdążył przyzwyczaić się do ciemności. Stoi tam. Przyciskając plecy do ściany niewzruszony pali papierosa i wpatruje się w sufit. 

Ten widok ściska jej serce. I wtedy TO do niej dociera. Kocha go o wiele bardziej, niż mogłaby kochać Nina Welch, ale... nie ma do tego prawa. To koniec. Game over. Finito. I jak tam sobie chcecie. Trudno ocenić, czy to zasługa wlanych w siebie procentów, czy wyrzutów sumienia, ewentualnie dostrzeżenia w nim ideału, ale panna Welch dziś widzi to wyraźniej niż kiedykolwiek. Adrien Levine zasługuje na coś lepszego. Poprawka, na KOGOŚ lepszego. Na kobietę, która da mu tego, czego nigdy nie dostanie od niej. Poczucie stabilności i odrobinę normalności.

Być może zasłużyła na wszystko, co dotychczas ją spotykało. Na zachowanie Benjamina. Na chłód Adriena. Na chorobliwe zainteresowanie Franka. Może. Przecież to żadna tajemnica. Nina Welch to magnes na kłopoty i na dziwaków. Może więc Walter Welch postąpił słusznie zabierając ją do Francji?

Najwyraźniej.

/

To się nazywa być geniuszem zbrodni. Łatwizna. Musisz tylko odhaczyć kilka punktów z listy. Zacznij od życia Adriena. Rozwal je na drobne kawałeczki, daj nadzieję i zniknij. Potem weź się za Benjamina. Tego, który tak szczerze cię kochał. Cóż za frazes, prawda? Więc wyzwól w nim najgorsze instynkty, zrób z niego szaleńca i zniszcz mu życie. Kilka miesięcy później wpadnij na Bogu ducha winnego Franka. Dwudziestoczteroletniego Amerykanina, na pozór nikogo ważnego. Następnie, kompletnie na przekór logice oraz swoim uczuciom, odwzajemnij pocałunek. Dotykasz już dna? Nie? No to na deser on. Ponownie. Adrien. Twój ulubieniec. Wisienka na torcie. Miłość twojego życia. Albo jego największa pomyłka. Czy to nie zabawne, że historia lubi się powtarzać? Powiedz, Nino, czy naprawdę wróciłaś do domu... do Londynu, tylko po to, żeby raz jeszcze zdeptać jego uczucia?

Absurd goni absurd.

Zawroty głowy, jak na karuzeli, to tylko jeden z nich.

Atmosfera staje się nie do wytrzymania.

Powietrze w pokoju iskrzy.

On wie.

Z ust Niny wyrywa się ledwie słyszalne:

Jestem potworem.

Drugi koniec pokoju nie pozostaje jej dłużny:

Och... nie dramatyzuj, jak na moje oko, to jesteś tylko wstawiona.

Tylko tyle?

Aż tyle.

/

Nie, przecież musi być coś więcej. Winna. Takie powinnaś nosić imię. To nawet nie było pytanie, to było suche stwierdzenie. Zero zdumienia. Raczej... współczucie. Nawet on widzi jaka paskudna z ciebie osóbka. Gratulacje, panno Welch. Hurra. Właśnie osiągnęłaś dno bez dna. Zupełnie, jakby według niego upijanie się było nieodłączonym elementem twojego repertuaru.

Z zażenowaniem zaciska palce na obolałej dłoni. Porządnie mu przyłożyła. Błagam, czy ktoś wreszcie może mnie uszczypnąć? To musi być jakiś koszmar senny. Opuchlizna nie zejdzie przez dobrych kilka dni. Nie tylko ta, której dorobiła się ona. 

Zaledwie krok dzieli ją od naciąganej dumy. W rzeczy samej, naprawdę mogłaby ją poczuć, gdyby nie to, że tak długo z tym zwlekała. To powinien być odruch bezwarunkowy. Bo nie ma oczywistszej rzeczy ponad to, że Drew posunął się za daleko. Co więc powstrzymało ją przed powstrzymaniem jego? No, jak to co, Welch? Kobieca próżność. Nie co dzień ktoś ślini się na twój widok, zgadza się? Ale... żeby tak od razu go całować?

Szaleństwo, prawda?

Większym szaleństwem jest jednak milczenie i udawanie dziewczyny roku. Do dzieła, Welch. Co masz do stracenia? Najwyżej: a) nazwie cię dziwką i wyjdzie stąd z hukiem b) powie, że to nie twoja wina i wspaniałomyślnie ci wybaczy c) Zachowa się tak, jak zachowałby się typowy on i zostawi cię... tym razem na zawsze. 

Ze świstem wypuszcza powietrze. Ignoruje nieprzyjemny szum oraz widmo wersji c. Odrywa palce od futryny, robi tych kilka nieporadnych kroków w głąb pokoju i stanąwszy naprzeciw niego zbiera się na odwagę:

Frank mnie pocałował.

Kłamczucha.

Wyczuwalne napięcie, rozluźniona sylwetka, ostatni mach. Zaciąga się patrząc jej prosto w oczy. Jest w nich jakiś błysk, jakaś obietnica tego, co mogłoby być dalej. Pod jego wpływem brunetka zaczyna się topić. Ma ochotę na wszystko to, na co nie powinna. Przeprosić, rzucić mu się na szyję, pocałować. Kolejność dowolna.

Lekko przechylona głowa, błagalna mina, dwa ostrożne kroki. Wyraz jego twarzy. On sprawia, że Nina przystaje w pół kroku, sztywnieje, a potem odwraca wzrok. Trafiony zatopiony. Ona doskonale wie, jak będzie. Na pewno nie tak, jak chciałaby, żeby było. Takich rzeczy się nie wybacza. Adrien ich nie wybacza.

Twój ruch, Levine.

Którą wersję wybierzesz?

Łatwą, przyjemną czy jedyną słuszną?

A może masz w zanadrzu własną?

Coś czuję, że nas jeszcze zaskoczysz.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz