#11 za dużo w niej Niny

67 14 28
                                    

♪ the smiths - asleep

Popiół z trzeciego papierosa brudzi wczorajszą prasę. Przedwczorajsza kawa niweczy plany. Szanse na przebudzenie równe zeru. Lubi tę swoją małą nicość. Kładzie dłonie na klawiaturze. Drżące palce wystukują niemiarowy rytm. Odrapane klawisze maszyny wystygną pewnie jutro.

Był sobie chłopiec, który został zrobiony z tektury. Miał dziewczynę wykonaną ze słabej jakości bibuły. On kochał swoją starą maszynę do pisania. Każdego dnia stwarzał świat na nowo.

Ona od manipulacji na papierze wolała małe ludzkie dramaty. Chłonęła emocje niczym gąbka.

Mieli swoje drobne papierowe sprawy. Razem potrafili dosięgnąć papierowego nieba.

Pewnego dnia bibułowa dziewczyna nacisnęła papierową klamkę, przekroczyła papierowe drzwi i przepadła w mieście ryzyka. Spotkała innego chłopca, takiego, który więcej miał wspólnego z materiałami wybuchowymi niż z przemysłem papierniczym.

Jej przezroczyste serce zabiło mocniej.

Bezbożny smak ukradzionego szczęścia pozostał na jej ustach do samego końca.

Spłonęła.

Papierowy chłopiec stracił swoje małe natchnienie.

Jeden z palców zatrzymuje się tuż nad A. Czyta. Raz. Drugi. Trzeci. Odruchowo strzepuje szary popiół z nogawki spodni. Kurwa. Dostaje ataku śmiechu. Jego nozdrza wypełnia gryzący dym, uszy - The Smiths, myśli - bliżej nieokreślone coś. 

Sięga po szklankę. Jeden łyk. Szlag. Krzywi się boleśnie. Najczystsza w swojej najpodlejszej postaci. Wskazującym palcem, w zamyśleniu, odpycha szklankę. Bez emocji obserwuje jak ta wolno spada i zamiast się rozbić, najspokojniej w świecie ląduje na podłodze opryskując wszystko wokół. Jasny dywan za pięćset funtów, walającą się gdzieś pod stolikiem Szmirę Bukowskiego, buty od Tommy'ego Hilfigera.

Zanurza palce we włosach. Ściąga brwi. Literki unikają jego wzroku. Wściekły na maszynę i na tak cudownie odwzorowanego papierowego chłopca zrzuca z biurka oboje. Wstaje i odchodzi od mebla. Otwiera drzwi tarasowe. Zmusza się do oddechu. Mroźnego oddechu. Kiedy to zdążyło się zrobić aż tak zimno? Gładzi policzek. Kiedy to ostatnio się golił? Odpowiedź na oba pytania wydaje się oczywista: całe wieki temu. Przekładając z Benjamina na nasze: nie dalej jak trzy dni temu.

Jest piąta. Za wcześnie, żeby dobie darować i zbyt późno, by zrobić unik. Ostatnie krople tej nocy wsiąkają w jego wyschnięte wargi. Ciało tonie pośród obłoków pary. Kładzie palce na barierce i wychyla się nieostrożnie. Patrzy w dół. Szuka dobrego punktu. Prycha. Ponad jego wzrokiem rozpościera się okazała panorama.

Kocha to zaspane miasto.

I tylko je.

/

Złożyła mu wizytę. Wczoraj, późnym wieczorem. Gotów był pożegnać ją już w progu. Nie zrobił tego. Gdy jej przemoczonym do cna ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz, nie dał rady odmówić. Zaciekawiła go, dokładnie tak, jak czasem zaciekawia jakaś drobnostka. Na dobry początek się uśmiechnęła. Jakoś tak obiecująco i ckliwie. Jeszcze w przedpokoju zdążyła zrzucić z ramion mokry płaszcz i wejść jak do siebie. Miała w sobie coś z kotki. Oczy w kształcie migdałów błądziły po zgrzebnie urządzonym mieszkaniu, jakby chciały coś upolować. Muza Adriena w moich skromnych progach. Doprawdy niebywałe... – pomyślał kąśliwie Benjamin i nawet się nie schylił. Ociekający deszczówką płaszcz zdążył już utonąć. W panelach.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz