#42 [II] to nie fair

61 6 61
                                    

♪ arctic monkeys – i wanna be yours


Siedemnaście długich lat. Przeżytych na miarę taktu. Trochę na uboczu. Nigdy z hukiem. Z kilkoma tylko zgrzytami. Ze szczyptą nonszalancji. Z wiarą w niemożliwe. Oraz z nim. Uczuciem, które przyszpiliło go na amen. Czy może raczej ze zwykłym krwiopijcą, który uparł się, aby wyssać z niego wszystko to, co bezbarwne i jałowe?

Była też ona. Szaleniec w spódnicy z genetycznie zaprogramowanym brakiem manier. Dysponujący najgorszą bronią świata. Dobrym humorem. Ani trochę nieodzwierciedlającym obecnego stanu jej umysłu. Nijak mającego się do niedawno poniesionej przez nią straty. A jednak. Niewiele ponad miesiąc po pogrzebie rodziców, gdy psychotropy powoli przestawały działać, a sztuczny uśmieszek spełzać z jej buzi, Chloe Moritz była zwarta i gotowa, aby uderzyć go tam, gdzie zaboli najbardziej. Odebrać mu butelkę. Jedyną towarzyszkę niedoli, która zamiast prawić górnolotne morały, czy to pełna, czy pusta, zawsze dyplomatycznie milczała. Nie to, co Moritz, która w obliczu tak wielkiego dramatu, jakim był wyjazd, niedoszłej dziewczyny Adriena, a jej przyjaciółki, zepchnęła swój własny na drugi plan i sprzątnęła mu sprzed nosa wszystkie kolorowe butelki. Zrobiła to wyłącznie po to, aby niedługo potem grzecznie mu je zwrócić. Wcześniej jednak zdążyła mu udowodnić, że dużo rozsądniej jest pić, nie tak, jakby jutra miało nie być, a tak, jakby miało go być dużo więcej niż wczoraj. Na poziomie. Z uśmiechem. Bez hulaszczych wybryków. Bez tej godnej pożałowania dozy nostalgii. I bez najważniejszego - cienia Niny, który, choć jej samej nie było już obok, uniemożliwiał Adrienowi nowy start wlekąc się za nim krok w krok.

Zrobiła dobry uczynek? Jasne, że tak. I to jeszcze jaki! Bo, zamiast wyciągnąć go z tego małego, prywatnego piekiełka, uczyniła je ich wspólnym. Będąc obok, zaoferowała mu najlepsze, co mógł mieć do zaoferowania ktoś taki, jak ona. Dziewczyna z opasłym tomiskiem pełnym starty oraz samotności. Absolutne przeciwieństwo samolubnej panny Welch. Ostatnia deska ratunku, o którą nawet nie przyszłoby mu do głowy, żeby prosić. Podarowała mu bezbolesne zapominanie, którego to podświadomie tak bardzo potrzebował.

Było warto?

W rzeczy samej.


/


W nowym, bezczelnym, może trochę nazbyt dekadenckim życiu tej dwójki, musiało zabraknąć miejsca dla wszystkiego, co związane z pewną, niewidzącą niczego poza czubkiem własnego nosa, Francuzką. Zaczynając od niej samej, a kończąc na najbliższej jej osobie. O najlojalniejszym przyjacielu, o jakim kiedykolwiek mógł marzyć Adrien. To było nieuniknione. Wiara Benjamina Warda w zawrócenie na właściwą drogę kogoś tak mocno gardzącego nawracaniem, jak Levine, wypaliła się równie szybko, co wiara ich obu w powrót panny Welch. Koniec ich przyjaźni był równie gorzki, co nieoczekiwany wyjazd tej ostatniej. Dawna więź stała się dla jednego i dla drugiego, czymś niemającym prawa bytu, żeby nie powiedzieć, że doskonałym pretekstem do wstydu.

Nie było komu jej żałować.

Tydzień na to, żeby zrozumieć, czym jest twardy reset. Miesiąc, aby zostawić za sobą to, co niewygodne. Rok, by ostatecznie się zatracić. Setki nieodsłuchanych wiadomości. Długie noce spędzone w ramionach przypadkowych kobiet. Wszystkie, co do jednej, przepełnione hedonistycznymi przyjemnościami. Na szczęście, dla zainteresowanych stron, każda pozostająca całkowicie wolna od sentymentalnych kalkulacji.

Do czasu.

Et voila! Stary, dobry, ale jakże niechciany, Adrien Levine zniknął. I w ferworze zamieszania zabrał ze sobą wszystkie wspomnienia dotyczące Warda oraz niej. Kto by w ogóle pomyślał, że Nina Welch, najfatalniej rokująca na przyszłość kobieta jego życia, która miała (nie) przyjemność stać się jego metaforycznym końcem, podaruje mu całkowicie nowy, obdarty z banałów początek? I kto wie, być może naprawdę miałaby szansę stać się tym prawdziwym? Stałaby się takim, gdyby zamroczony czymś mocniejszym nie rzucił się na Julie Rizzo niczym szczerbaty na suchary. Gdyby zamiast mylić ją z Niną, odesłał ją do diabła. Gdyby niedługo później nie wróciła do miasta sama (nie) zainteresowana i nie wywróciła zastanego porządku do góry nogami. Czy, gdyby dziś nie stanęła w tych drzwiach i nie rozpaliła w nim płomienia dawno nieodczuwanej nadziei, byłoby lepiej?

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz