#45 siła argumentów

38 7 49
                                    

♪ family of the year - hero


Popatrzcie, no tylko. Superman w spódnicy. Wybawicielka uciśnionych. Skarb, nie kobieta. Zażenowany potrzaskiem w jakim się znalazł, niepewnie otwiera jedno oko i mocniej przylega do podłoża. Jego nozdrza natychmiast wypełnia zapach brudnego śniegu zmieszanego ze stęchlizną. Oczom zaś ukazuje się niebotycznie wysoka, srebrna szpilka. Prawdopodobnie ma jakieś dwanaście centymetrów i wciąż stanowi doskonałe preludium do ewentualnego marsza żałobnego, który zagrają na jego cześć. Szybko odechciewa mu się dramatyzowania. Nie chcąc silić się na wypominamy mu przed momentem patos, unosi się nieco, a przynajmniej na tyle, na ile pozwala mu Znajoma – Nieznajoma i bąka niemal z wyrzutem:

Ch... Chloe?

Jedno magiczne słowo i zostaje uwolniony spod władzy buta blondynki. Jaka to ulga znów móc poczuć się żywym! To tak dojmujące uczucie, że nawet jej uszczypliwy ton nie jest w stanie zawrócić go z drogi prowadzącej ku wierze w to, że mógłby jednak jeszcze trochę pożyć.

- Naćpałeś się czy co? Pytasz tak, jakbyś wcale do mnie nie dzwonił i nie błagał o spotkanie.

Olivier ze zdziwieniem unosi brew. Że co proszę? Jakie znowuż spotkanie? Czyżby był aż tak zjarany, żeby dzwonić do niej na haju? Zaintrygowany jej obecnością tutaj, powoli podnosi się z pozycji poziomej do klęczącej, a następnie pionowej. W międzyczasie zaś z zakłopotaniem drapie się po głowie i konstatuje:

Bo... nie prosiłem o nie.

Chwilowo górująca nad nim Moritz szeroko rozkłada ręce. Oto i szansa jedna na milion, żeby bezkarnie móc otaksować ją wzrokiem. Od dołu do góry i od góry do dołu. Tak dla potomności i dla... siebie. Jest taka cudowna i jednocześnie taka... odpychająca. Ma na sobie rzeczone czerwone szpilki, kamelowy cienki trencz, spod którego wystaje jakaś jasna kiecka. Jej blade, lekko zaróżowione policzki sprawiają, że ma ochotę ich dotknąć. Jak na sam środek Chloe Moritz zimy wygląda kwitnąco. Powiedziałby, że aż nazbyt.

I wszystko byłoby takie pięknie i takie doskonałe, gdyby nie ten uśmiech. Pełen nonszalancji oraz dezaprobaty. Ostatnim razem widział go u Adriena, kiedy ten podjął, pierwszą, niewerbalną próbę zbesztania go za bezceremonialne wtargnięcie do jego pokoju w czasie, w którym on dobierał się do Niny. To właśnie ten uśmiech czyni Chloe odstręczającą. Tak bardzo, że ma ochotę podejść do niej i zmazać go z jej ust.

Bodaj pocałunkiem.

Wzdryga się.

Fuj. Żeby coś takiego przyszło mu do głowy? Wstydź się, Welch. Ale wcale nie to jest w tym najgorsze. Wykrzywia usta w grymasie zniechęcenia, kiedy orientuje się, że jeszcze chwila, a Moritz podejmie (nie) udaną próbę jego zdyscyplinowania. W akcie protestu na wszelki wypadek krzyżuje ramiona.

Po moim trupie, dobra?

Więc co ja tu robię?

Pojęcia nie mam.

Ach, ta Chloe. Zawsze zwarta i gotowa, żeby na niego naskoczyć. Jeden chwiejny obrót, dwa obroty. A wszystko na tych szalenie chybotliwych szpilkach. Gotowy w każdym momencie ją złapać przestępuje mały krok w jej kierunku.

Olivier Welch, zawsze do usług, wasza wysokość.

Kto mi zapłaci za fatygę? Za te ubrudzone szpilki, hę? Za tę miłą pogawędkę z twoją siostrą, którą tak niefortunnie mi przerwano? Może ty? - jasnowłosa z niedowierzaniem kręci głową. Najpierw obrzuca oskarżycielskim wzrokiem ubłocone obcasy, a następnie wbija go w Bogu ducha winnego chłopaka.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz