#30 do rana niedaleko

39 7 3
                                    

♪ mumford amd sons - hopeless wanderer


Rzut oka na wymiętoszoną i zabazgraną kartkę.

Kilka słów.

Jakieś rysunki.

Nuty.

Całkowity miszmasz.

Małe papierowe szaleństwo.

Absolutnie niezobowiązujące.


KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ


Przyszedł. Uzbrojony po zęby w osobliwy arsenał. Zrobił to dużo wcześniej niż reszta. Miał przy sobie stos wygniecionych kartek, smętnie przewieszoną przez ramię gitarę, miał też ten swój najbardziej nasycony pobłażliwością uśmiech ze wszystkich trzymanych w zanadrzu pobłażliwych uśmiechów.

Artysta, powiedziałby z uznaniem jeden.

Ignorant, z dezaprobatą kręcąc głową uznałby drugi.

Stojący za barem chłopak bez wahania przyznałby całkowitą rację drugiemu. Gdyby, rzecz jasna, ktoś zechciał zapytać go o zdanie. Skoro jednak nikt nie spytał... Nie jemu oceniać. Bo ostatnim, czego by sobie życzył było brudzenie czyichkolwiek rąk. Ze szczególnym naciskiem na własne.

Nie to, żeby był jakimś przesadnym entuzjastą instrumentów muzycznych, ale kiedy Bogu ducha winna gitara wylądowała pod stołkiem barowym, zacisnął zęby. To samo zrobił z powiekami, kiedy poważne spojrzenie nieznajomego, wyraźnie nie widząc lepszej alternatywy, zatrzymało się akurat na nim, gdy zaś pokaźnie prezentujący się stos kartek znalazł dla siebie miejsce na stojącym nieopodal stołku barowym, wydał z siebie cichy jęk.

Nie było tajemnicą, że właściciel kartek, nie przesadzając, w niczym im nie ustępował. Ani w fakturze, ani tym bardziej w stopniu przemoczenia. Wyglądał dokładnie tak, jak wyglądałby ktoś, kto przeciągu paru ostatnich godzin zdążył zwiedzić wszystkie najwilgotniejsze i najciemniejsze zaułki Londynu.

Na dobry początek przeczesał palcami swoje przemoczone do suchej nitki włosy, a robiąc to uśmiechnął się w sposób tak przyjazny, że krew w żyłach barmana na dobre przestała krążyć. Następnie, bez słowa, rzucił na ladę podobnie sponiewierane co on sam równiutkie pięćdziesiąt funtów. Nie żeby było to jakoś szczególnie niewiarygodne, ale barman i tak z niedowierzaniem przetarł oczy. P i ę ć d ź i e s i ą t f u n t ó w? Na deser zostawił sobie ciśnięcie na stos „kartek" tej swojej nieco wysłużonej, skórzanej kurtki, która w stopniu przemoczenia w niczym nie ustępowała podłodze.

A propos... Barman w niemej odpowiedzi odruchowo wychylił się za bar. To ci niespodzianka! Z największym trudem udało mu się ukryć, że widok dużo większej kałuży niż tej, którą miał nieprzyjemność oglądać przed paroma chwilami, zrobił na nim co najmniej tak samo fatalne wrażenie, co siedzący naprzeciwko Nieznajomy.

Blondyn widząc do czego zmierza cała ta jego krzątanina, po cichu, nieśmiało jeszcze, zaczął zacierać ręce. Gdy nieznajomy, bardzo oczekiwanie, wymacał w kieszeni jeansów paczkę papierosów i kiedy już barman oczyma wyobraźni widział jak ekscentryczny, niechciany gość opuszcza trunkowy przybytek, ten o którym mowa, mrużąc oczy i nie odrywając uważnego spojrzenia od barowego chłopca, ni mniej, ni więcej... po prostu się zaciągnął.


Te lodowate oczy.

Duszący zapach dymu.

Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZONE, NIEWIELKA EDYCJA] | INTO DUST Series #1 NINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz