12 - Wiktor Cz. 2

930 32 2
                                    

Zaciskam dłonie na kolanach i czekam, aż w końcu coś się wyjaśni.

- Doktorze? - Podskakuję na dźwięk głosu Martyny.

Stoi obok mnie i przygląda mi się z wyraźnym niepokojem.

- Wszystko jest dobrze - mówię, ale chyba niezbyt przekonywująco.

- Słyszałam, że Zosię zabrali na blok. - Głos ma cichy. - Wie pan, co się stało?

- Gdybym wiedział, to bym ci powiedział - odpowiadam zbyt ostro. Szybko się jednak reflektuję.

- Przepraszam cię, Martynka, ja się po prostu tak strasznie martwię... Jeśli ona straci wzrok...

- Doktorze, przywołuję doktora do porządku. - Koło nas staje Piotrek. Musiał najwidoczniej usłyszeć moją ostatnią wypowiedź. - Pan nie może się poddawać. To nie w stylu Banacha. Zawsze był pan taki odważny, doktorze, a teraz?

- Teraz nie potrafię - oświadczam zrezygnowany. - Nie potrafię być silny, gdyż mam świadomość, że moja córka może już nigdy mnie nie zobaczyć.

- Dlatego tym bardziej powinien być pan odważny, w formie - odzywa się Martyna z powagą. - Jeśli pan nie będzie silny, to kto jej pomoże przetrwać? Sama sobie przecież nie poradzi. Dobrze wiem, co znaczy dla osoby widzącej utrata wzroku. A jeśli oboje się załamiecie, to Zosia nigdy nie wyjdzie z ciemnego tunelu do światła.

- Martynka, ale z ciebie poetka - zauważa Piotrek.

- Piotruś, czasami trzeba wykazać się wyższym poziomem inteligencji niż twój - odpowiada dziewczyna.

- Uważasz, że mój poziom jest niski?

- Tego nie powiedziałam - odpowiada spokojnie. - Zresztą, czy to teraz ważne? Teraz trzeba zrobić wszystko, by pomóc naszemu nieustraszonemu doktorowi Banachowi.

- Dzieciaki, dzieciaki, wyluzujcie - uspokajam ich. - Ja wcale nie...

- Wcale nie jest pan nieustraszony, tak? A te wszystkie akcje, w których brał pan udział? Niech pan nie będzie taki skromny, doktorze - oświadcza Piotrek.

Wzdycham w odpowiedzi, w głębiducha jednak będąc im wdzięczny za to, co usiłują dla mnie zrobić.     

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz