40 - Lidia Cz. 3

624 26 5
                                    

W końcu, po kilkunastu minutach, spogląda na mnie załzawionymi oczami.

- Przepraszam, ja... ja nie daję rady... Nie radzę sobie z tym wszystkim... To wciąż do mnie wraca.

- Wiem, Zosieńko. Naprawdę cię rozumiem. – Patrzę jej w oczy. – Strasznie mi przykro z powodu tego, co cię spotkało. Wiem, że... że bardzo musisz z tego powodu cierpieć, ale... przecież ród Banachów się nie poddaje, prawda?

- Niby nie, ale... Wiem, że ranię tatę, Anię... Ale tatę... On naprawdę chce mi pomóc, a ja...

- Zosiu, to zrozumiałe, że się boisz, naprawdę – staram się ją pocieszyć. – Ale musisz przełamać ten strach. Musisz przekonać swoją podświadomość, że twój tata nie zrobi ci krzywdy. Nie możesz w każdym mężczyźnie widzieć tego drania. On na to nie zasłużył. Ty na to nie zasłużyłaś. Na to, by tak cierpieć.

Ona patrzy na mnie w milczeniu, nic nie mówiąc.

- Ja... Lidka, ja po prostu... strasznie się boję, że... że to wróci... Że on wróci.

- Kochanie, nie masz się czego bać. Teraz na pewno nie wymknie się policji, możesz być spokojna. Musisz się postarać do nas wrócić. A przede wszystkim do Wiktora i Ani. Oni się naprawdę o ciebie martwią, a Wiktor... Naprawdę, nie wiem, kiedy on sypia.

- Wiem, wiem, że muszę i ja... postaram się, ale niczego nie mogę obiecać. Jak sobie pomyśle o rozprawie, na której go zobaczę i... o tym, że będę musiała wszystko zeznać na policji... Przecież ja nie dam rady. Prędzej się pod ziemię zapadnę niż to zrobię.

- Ale wiesz, że nie będziesz miała wyboru? – Jestem poważna. – Że chcąc nie chcąc, będziesz musiała to zrobić.

- Wiem. – Wzdycha. – Ale wiem też... że chyba nie jestem sama.

- Oczywiście, że nie jesteś. – Uśmiecham się do niej. – Wszystko będzie dobrze. Ja... kiedyś też... przeżyłam coś podobnego i... naprawdę, ja... bardzo cię rozumiem. Też się na początku załamałam, tak jak ty, ale po jakimś czasie zrozumiałam, że nie mogę rozpaczać. Że to mi nic nie da i... jakoś udało mi się wziąć w garść. A nie miałam łatwo, bo byłam wtedy zupełnie sama.

- Sama? – Zosia patrzy na mnie. Jest wyraźnie wstrząśnięta. – Jak to... sama?

- to długa historia. – Wzdycham. – Gdy się urodziłam... Wychowywała mnie tylko mama. Miałam co prawda rodzeństwo, ale... gdy miałam kilka lat, moja siostra się powiesiła, a mój brat... utonął w rzece, bo pomoc przyszła za późno. Gdy byłam nieco młodsza od ciebie, miałam szesnaście lat... Moja mama bardzo poważnie zachorowała. Nikt nie umiał jej pomóc, nikt wręcz nie chciał. Wszyscy lekarze mówili, że jej już nikt nie pomoże. Nie pomogły błagania, prośby, groźby... Nic nie pomagało. Moja mama zmarła, na dzień przed moimi osiemnastymi urodzinami, a ja zostałam zupełnie sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie. I właśnie wtedy to się stało. Wracałam ze szkoły do domu, gdy ktoś zaszedł mnie od tyłu, uderzył czymś w głowę. Gdy się ocknęłam, wszystko mnie bolało i... Zosiu, przepraszam, nie mogę dalej.

Odwracam wzrok, by nie widziała w moich oczach łez.

- Przepraszam... - słyszę jej cichy szept. – Lidka, przepraszam.

- Nic się nie stało. – Biorę się w garść. – Po prostu chcę, żebyś zrozumiała, że... ty naprawdę nie jesteś sama i że zawsze, gdybyś chciała porozmawiać, to... możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję. – Na jej twarzy wykwita uśmiech, który, choć blady, to jest jednak dobrze zauważalny. – Naprawdę ci dziękuję.

- Nie dziękuj. – Odpowiadam uśmiechem. – Zawsze do usług.

Ona w odpowiedzi ściska mnie za rękę, a ja wstaję.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz