13 - Wiktor Cz. 3

953 33 2
                                    

Nagle dostrzegamy, że biegnie ku nam Ania.

- Wiktor! - woła. - Wiktor, Zosia uratowana! O, cześć, dzieciaki.

- Hej, Aniu. - Martyna uśmiecha się do niej.

- Co z Zosią? - pyta Piotrek.

- Została przewieziona na salę pooperacyjną. Niedługo powinna się wybudzić z narkozy. Okazało się, że miała krwiaka, który uciskał na nerw wzrokowy. Dlatego nic nie widziała. A nie było go wcześniej, ponieważ zrobił się w trakcie śpiączki. Ale już jest wszystko dobrze. Wiktor, słyszysz? Zosia będzie widzieć.

Patrzę na nią i nie wierzę. Jestem oszołomiony.

- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę - mówię cicho.

- Chodźmy zatem - oświadcza Martyna i przepuszcza mnie, bym poszedł przodem.

Niemal biegnę przez korytarze szpitala. Gdy w końcu docieramy na miejsce, wbiegam do Sali. Zosia leży na łóżku, z opuszczonymi dłońmi po bokach. Klękam przy niej i ujmuję ją za dłoń.

- Zosiu, kochanie, słyszysz mnie? - pytam szeptem.

W odpowiedzi czuję nacisk na dłoń. Dostrzegam, że bardzo ostrożnie rozchyla powieki.

- Tato? - pyta schrypniętym głosem, a ja oddycham z ulgą. Zobaczyła mnie.

- Tak, to ja - odpowiadam. - Jak się czujesz?

- Wszystko... Wszystko mnie... boli... Co się... sta... stało?

- Miałaś wypadek samochodowy i przeżyłaś dwie bardzo ciężkie operacje - wyjaśniam. - Ale już jest wszystko w porządku.

- Tak strasznie się... się bałam... Wcześniej... nic nie... nie widziałam i... Tato... - Głos jej się łamie.

Ściskam ją delikatnie za rękę.

- Wszystko już jest dobrze, słoneczko - uspokajam ją. - Nie martw się niczym. Teraz musisz dużo odpoczywać, żeby wrócić do domu.

- Wieeem. - Uśmiecha się słabo. - Dziękuję.

Zamiast odpowiedzieć, pochylam się nad nią i całuję ją delikatnie w policzek. Dopiero po chwili orientuję się, że jesteśmy sami. Najwidoczniej pozostali zostali na korytarzu, chcąc nam zapewnić odrobinę prywatności.

- Leż grzecznie - oświadczam. - A ja zaraz do ciebie wrócę. Myślę, że jest ktoś, kto by się chciał z tobą przywitać.

Po tych słowach wstaję i wychodzę na korytarz.

- Obudziła się - oświadczam. - Boże, tak się cieszę, tak strasznie się cieszę.

Podbiegam najpierw do Anny, którą mocno przytulam, następnie ściskam Piotra i Martynę.

- A nie mówiliśmy, że wszystko będzie dobrze? - Piotrek wyraźnie triumfuje. - Mówiliśmy, ale oczywiście doktor nam nie wierzył, jak zwykle.

- Już nie gadaj, że jak zwykle - obruszam się. - Oj dzieciaki, dzieciaki, co ja bym bez was zrobił?

- Chyba by pan zginął - mówi Martyna z uśmiechem.

- Eee, tak źle by nie było. - Piotrek spogląda znacząco na Annę. - Pani doktor by na to nie pozwoliła, prawda?

- Nigdy w życiu - oświadcza Ania, a ja wybucham śmiechem.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz