Nagle dostrzegamy, że biegnie ku nam Ania.
- Wiktor! - woła. - Wiktor, Zosia uratowana! O, cześć, dzieciaki.
- Hej, Aniu. - Martyna uśmiecha się do niej.
- Co z Zosią? - pyta Piotrek.
- Została przewieziona na salę pooperacyjną. Niedługo powinna się wybudzić z narkozy. Okazało się, że miała krwiaka, który uciskał na nerw wzrokowy. Dlatego nic nie widziała. A nie było go wcześniej, ponieważ zrobił się w trakcie śpiączki. Ale już jest wszystko dobrze. Wiktor, słyszysz? Zosia będzie widzieć.
Patrzę na nią i nie wierzę. Jestem oszołomiony.
- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę - mówię cicho.
- Chodźmy zatem - oświadcza Martyna i przepuszcza mnie, bym poszedł przodem.
Niemal biegnę przez korytarze szpitala. Gdy w końcu docieramy na miejsce, wbiegam do Sali. Zosia leży na łóżku, z opuszczonymi dłońmi po bokach. Klękam przy niej i ujmuję ją za dłoń.
- Zosiu, kochanie, słyszysz mnie? - pytam szeptem.
W odpowiedzi czuję nacisk na dłoń. Dostrzegam, że bardzo ostrożnie rozchyla powieki.
- Tato? - pyta schrypniętym głosem, a ja oddycham z ulgą. Zobaczyła mnie.
- Tak, to ja - odpowiadam. - Jak się czujesz?
- Wszystko... Wszystko mnie... boli... Co się... sta... stało?
- Miałaś wypadek samochodowy i przeżyłaś dwie bardzo ciężkie operacje - wyjaśniam. - Ale już jest wszystko w porządku.
- Tak strasznie się... się bałam... Wcześniej... nic nie... nie widziałam i... Tato... - Głos jej się łamie.
Ściskam ją delikatnie za rękę.
- Wszystko już jest dobrze, słoneczko - uspokajam ją. - Nie martw się niczym. Teraz musisz dużo odpoczywać, żeby wrócić do domu.
- Wieeem. - Uśmiecha się słabo. - Dziękuję.
Zamiast odpowiedzieć, pochylam się nad nią i całuję ją delikatnie w policzek. Dopiero po chwili orientuję się, że jesteśmy sami. Najwidoczniej pozostali zostali na korytarzu, chcąc nam zapewnić odrobinę prywatności.
- Leż grzecznie - oświadczam. - A ja zaraz do ciebie wrócę. Myślę, że jest ktoś, kto by się chciał z tobą przywitać.
Po tych słowach wstaję i wychodzę na korytarz.
- Obudziła się - oświadczam. - Boże, tak się cieszę, tak strasznie się cieszę.
Podbiegam najpierw do Anny, którą mocno przytulam, następnie ściskam Piotra i Martynę.
- A nie mówiliśmy, że wszystko będzie dobrze? - Piotrek wyraźnie triumfuje. - Mówiliśmy, ale oczywiście doktor nam nie wierzył, jak zwykle.
- Już nie gadaj, że jak zwykle - obruszam się. - Oj dzieciaki, dzieciaki, co ja bym bez was zrobił?
- Chyba by pan zginął - mówi Martyna z uśmiechem.
- Eee, tak źle by nie było. - Piotrek spogląda znacząco na Annę. - Pani doktor by na to nie pozwoliła, prawda?
- Nigdy w życiu - oświadcza Ania, a ja wybucham śmiechem.

CZYTASZ
Razem mimo wszystko
FanfictionHistoria jest o lekarzach i ratownikach z serialu Na Sygnale. :) Skupiam się w niej głównie na wątkach prywatnych, ale wezwania też się jakieś zdarzą. Cała opowieść zaczyna się od końca odcinka 162, w którym to Potocki poinformował Wiktora, że Anna...