84 - Lidia Cz. 1

516 20 2
                                    

Po wyjściu Weroniki nadal jestem w szoku. Nie potrafię wciąż przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Ona? Moją siostrą? Nie, to nie jest... To się nie dzieje naprawdę. Ale przecież jest do mnie podobna. Bardzo podobna. Boże... Rozmyślając tak, w końcu udaje mi się zasnąć.

Moją drzemkę przerywa dźwięk uchylanych drzwi. Bardzo powoli rozchylam powieki i spoglądam w tamtą stronę. Widzę Górę, zaglądającego niepewnie do środka. Chyba się waha, czy może wejść, ale trwa to tylko ułamek sekundy. Słyszę jak zamyka drzwi.

- Chowaniec, nareszcie - mówi swoim zwykłym tonem. - Co ci odbiło? Czy ty naprawdę chcesz, żebym znalazł kogoś na twoje miejsce?

- Nie panikuj, doktorku. - Usiłuję się uśmiechnąć, ale zamiast tego wychodzi mi grymas. - Przecież żyję.

- Taak, żyjesz, oczywiście. Ale żeby dotrwać do takiego stanu, w jakim jesteś teraz, trzeba było ci przeprowadzić kilka operacji, a potem wprowadzić w tą cholerną śpiączkę. W dodatku to jeszcze nie wszystko. Czeka cię długa i mozolna rehabilitacja, zanim wrócisz do pełnej sprawności. Naprawdę, Chowaniec, to, co zrobiłaś, było bardzo lekkomyślne i nieodpowiedzialne.

- Wyluzuj, doktorku, proszę cię. - Biorę głęboki oddech. - Wiem, że... że zachowałam się nieodpowiedzialnie, ok? Nie musisz mi tego uświadamiać.

- Ale chcę - oznajmia Góra, siadając na krześle, które wcześniej zajmowała Weronika. - Wiesz, jak się wszyscy baliśmy? Myśleliśmy, że z tego nie wyjdziesz. To było naprawdę, naprawdę... Pani Weronika odchodziła od zmysłów prawie.

- Właśnie właśnie właśnie - odzywam się, gdy tylko milknie na chwilę. - Co to w ogóle za historia?

- No... - Artur spogląda na mnie, wyraźnie zakłopotany. - Weronika jest twoją siostrą. No nie patrz tak na mnie. Przecież sama mówiła, że ci to obwieściła.

- Obwieściła, jak najbardziej - oświadczam. - Ale ja... Kurczę, doktorku, ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. Nikt mi nigdy nie powiedział, że mam siostrę. Nawet moja mama przed śmiercią. Boże, ja nie wiem, to jest... Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba.

- Rozumiem, że jest ci ciężko - mówi Góra po dłuższej chwili. - Ale zaakceptujesz to, zobaczysz. Nie będziesz miała innego wyboru.

Przez chwilę milczymy, patrząc tylko na siebie. Po dłuższej chwili przerywam ciszę.

- Doktorku, czy... Bo ja niewiele pamiętam z tego, co się stało tam, na górze i...

Urywam, zakłopotana. Wyraz doktorka momentalnie się zmienia.

- Nie chciałaś żyć - zaczyna cicho. - Nie przemawiały do ciebie żadne, nawet najbardziej logiczne argumenty. Jak grochem o ścianę, naprawdę. W pewnej chwili byłem pewien, że... że udało mi się ciebie przekonać. Ale nie. Kiedy zobaczyłem, że się odrywasz od tej przeklętej balustrady i lecisz w dół... Boże, myślałem, że zatrzyma mi się serce, poważnie. Chyba nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś takiego.

Milknie i wpatruje się we mnie przenikliwie tymi swoimi zielonymi oczami.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz