45 - Wiktor Cz. 3

718 28 4
                                    


Następnego dnia rano wstaję bardzo wcześnie. Czuję się jeszcze trochę zmęczony, ale nie na tyle, bym nie pamiętał o tym, co mam do załatwienia, o czym nie myślałem w związku z ostatnimi wydarzeniami. Ostrożnie, by nie budzić Ani, wychodzę z domu i udaję się w jedno miejsce. Gdy wracam jakiś czas później, zastaję Anię, w pełni gotową do działania.

- Gdzie ty byłeś? - Wita mnie od progu. - Ja się rano budzę, a ciebie nie ma. Zawału przez ciebie dostanę!

- Ciii, cii, spokojnie, kochanie, nie krzycz - uspokajam ją. - Po prostu musiałem wybyć na miasto.

- Na miasto? O tej porze? Po co, na miłość Boską!

- Musiałem po prostu coś załatwić. - Uśmiecham się do niej. - Nie denerwuj się, skarbie, nie trzeba.

Ona oddycha głęboko.

- Przepraszam, po prostu... strasznie się o ciebie martwię. Jeszcze dobrze nie odpocząłeś po ostatnich wydarzeniach.

- Jakbyś ty wyglądała lepiej - odgryzam się. - - Aniu, proszę, nie panikuj.

Ona w końcu odpuszcza. Gdy pojawiamy się w stacji, wpadamy prosto na Piotrka i Martynę.

- O cześć, dzieciaki - odzywam się.

- Dzień dobry, doktorze, cześć, Aniu - odpowiada Martyna wesoło. - Widzę, że wyglądacie dużo lepiej.

- Tak, zdecydowanie - odpowiada Ania.

- Cieszy nas to bardzo. - Piotrek obdarza nas promiennym uśmiechem.

- Dobrze, dzieciaki, słuchajcie, fajnie się gada, ale... - Urywam, patrzę najpierw na Martynę i Piotra, a później na Annę. - Chodźcie.

Zaskoczeni idą za mną. Gdy znajdujemy się przed stacją, patrzę po nich uważnie.

- Wy, dwoje, jesteście świadkami - oświadczam, po czym klękam przed Anią na jedno kolano.

- Wiktor, co ty... - Patrzy na mnie zaskoczona.

- Aniu, wiem, że ostatnio było ciężko. Bywało różnie między nami. Ale teraz, kiedy to wszystko się unormowało... Chcę być przy tobie, w zdrowiu, w smutku, w chorobie, w szczęściu, w miłości i w radości. Kocham cię, chcę z tobą być do końca życia i o jeden dzień dłużej. Czy zostaniesz moją żoną?

Ona patrzy na mnie, wyraźnie zbita z tropu, a ja nie spuszczam z niej wzroku, czekając na to, co powie.

- Wiktor, ja... - Dostrzegam w jej oczach łzy. - Tak.

W odpowiedzi uśmiecham się, wyciągając pierścionek.

- Cieszę się bardzo, kochanie - mówię, pomagając jej wstać i przytulając ją mocno.

Martyna i Piotrek promienieją szczęściem.

- Nareszcie - odzywa się dziewczyna. - Ileż można było na to czekać?

- No właśnie - dodaje Piotrek. - Cieszę się, doktorze, że się pan w końcu zmobilizował.

- W końcu? Dzieciaki, ja zmobilizowałem się już dawno, tylko okazji nie było. - Patrzę na nich. - A teraz, gdy okazja się nadarzyła, trzeba było to wykorzystać, czyż nie?

- Dokładnie - potwierdza Ania, całując mnie delikatnie.

wiem, czuję, że teraz będzie tylko lepiej.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz