25 - Wiktor Cz. 2

850 30 5
                                    

Gdy w końcu dojeżdżamy do szpitala, Ania pomaga mi wyjść na zewnątrz.

- Wszystko w porządku? Niewyraźnie wyglądasz.

Wzruszam tylko ramionami i idę przodem, by być jak najbliżej Zosi. Kiedy wchodzimy do szpitala i Zosia trafia pod opiekę lekarzy, opadam na krzesło stojące przy drzwiach i zakrywam twarz dłońmi.

- Wiktor. – Ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwracam się w tamtą stronę i widzę zatroskaną twarz Lidki. – Znaczy, doktorze Banach... Wszystko będzie dobrze. Ona jest silna, wyjdzie z tego.

- A jak nie? – pytam, usiłując panować nad głosem, który zaczyna mi niebezpiecznie drżeć. – Lidka, to jest moje jedyne dziecko. Ona dzisiaj w karetce patrzyła na mnie pustym, nieobecnym wzrokiem. Takim pełnym rozpaczy, takim... Nie umiem ci tego opisać. Ale to było coś strasznego. Nikomu nie życzę, nawet najgorszemu wrogowi, by przeżył coś takiego.

- Potockiemu też nie? – Martyna staje obok nas. – Doktorze, wszystko już wiem. Tak mi przykro.

- Chyba cały szpital o tym wie – zauważam ponuro. – A wiesz, że nawet chyba Potockiemu? Chociaż... Nie, jemu tak. Skrzywdził moją Zosię, więc w zasadzie na to zasłużył. Przysięgam, że jak go zobaczę, się nie powstrzymam i zrobię mu krzywdę.

- Doktorze, niech doktor się opanuje – mówi cicho Piotrek, pojawiając się obok nas. – To nikomu nie pomoże. Zosia naprawdę jest silna, wyjdzie z tego.

Znowu kiwam głową, nie potrafiąc znaleźć słów, które mogłyby wyrazić to, co czuję. Przechadzam się korytarzem, nie umiejąc się uspokoić. Po czasie, który zdawał się płynąć nieskończenie wolno, widzę Górę idącego w moją stronę.

- Wiktor, musieliśmy jej podać silne leki na uspokojenie. Teraz śpi, bardzo mocno, więc minie trochę czasu, nim się obudzi. Wcześniej natomiast zrobiliśmy jej badania i... Znaczy, Sara zrobiła jej badania pod kątem ginekologicznym i... Wiktor, przykro mi, ale Zosia... Zosia została zgwałcona.

Patrzę na niego, nie wierząc w to, co słyszę. Mogłem się tego spodziewać, to jasne, ale teraz, kiedy to usłyszałem z jego ust... Stoję z szeroko otwartymi oczami, patrząc na niego tak, jakby przybył z innej planety.

- Żartujesz, prawda? – odzywam się w końcu.

- Nie, nie żartuję. Idź do Sary, porozmawiaj z nią.

- Jasne – odpowiadam, wciąż będąc w głębokim szoku.

Razem mimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz